wtorek, 23 sierpnia 2016

Bieg po zdrowie przy 17 Toyota Półmaraton- 7 km

Dzisiaj tak siedząc wspomniałem na słowa papieża Franciszka o siedzeniu na kanapie. A że miałem taki humor (nic mi się nie chce), postanowiłem zleźć z kanapy i iść pobiegać. Jednak nie o tym będę dzisiaj pisał, a o moim ostatnim starcie, który miał miejsce w minioną niedzielę.

Już dzień nie zapowiadał się dobrze Pogoda nie zachęcała do tego by jechać do Wałbrzycha, stawić się w biurze zawodów, już nie mówiąc o starcie. Mimo tego, byłem umówiony z Wojtkiem i jego kolegą Mikołajem, że jedziemy. I tak ruszyliśmy sod kościoła do Wałbrzycha na hale lekkoatletyczną.

Na miejscu odebrałem pakiet startowy, który mogę określić mianem "bieda z nędzą". Pakiet zawierał stos ulotkowej makulatury, numer startowy i wodę. Jeśli ktoś chciał koszulkę to musiał za nią dopłacić. Po przebraniu się i schowaniu zbędnego bagażu w samochodzie poszliśmy na rynek. Z naszej trójki ja miałem startować na 7 km, a Mikołaj w półmaratonie.

Biegłem bez jakiegoś specjalnego planu. Nawet to, żeby pierwszy kilometr odpuścić i poczekać jak się rozluźni, a dopiero potem przycisnąć nie wyszło mi. Startowałem mniej więcej równo z moim kierownikiem z pracy, ale szybko się od niego odłączyłem Po stu metrach poczułem, że moc jest ze mną i przycisnąłem z tempem, dwa razy schodząc poniżej 5 minut na kilometr.

Jedyne co mi wyszło z moich planów, to by nie korzystać z punktów nawadniania. Po pierwsze 7 kilometrów nie potrzebuje takiej ilości wody, czy izotoników, a po drugie, wiedziałem, że będą korki. Było około 2500 osób startujących, więc na trasie było ciasno, a korki przy wodopojach były duże.

Po sześciu kilometrach mocnego (jak na mnie) biegu poczułem brak tlenu. Musiałem trochę zwolnić, bo wiedziałem, że muszę dotrwać do końca. Siły odzyskałem jednak na ostatniej długiej prostej i pozwoliłem sobie na finisz w stylu Usaina Bolta wpadając na metę jak burza.

Na mecie otrzymałem medal o tematyce Złotego Pociągu. Poszedłem zjeść makaron z mięsem i następnie udałem się do samochodu, by zmienić przemoczone ubrania. Cały bieg padało, raz lżej, raz mocniej, toteż cały byłem przemoczony i wyglądałem jak po dwóch godzinach treningu w Szkole Walk Drwala.

Na koniec warto wspomnieć o wyniku. Na 7 km oficjalny mój czas wynosi 38:15 co w porównaniu do startu na tym dystansie 2 lata temu było poprawą o około 7 minut. Biegłem też z włączonym Endomondo, które zakomunikowało mi, że pobiłem swój rekord sprzed niecałego tygodnia o 42 sekundy. Tak wiec mimo pogody to był zdecydowanie mój bieg.

Zapraszam do komentowania

[PR]

sobota, 13 sierpnia 2016

Światowe Dni Młodzieży Kraków 2016

Może najpierw tytułem wstępu gdyby ktoś chciał mi zarzucić, że to nie ma nic wspólnego z tematem bloga. To co tu napiszę ma wiele wspólnego, bo jest to niesamowita podróż. Jeśli ktoś mi powie, że pielgrzymka nie jest podróżą, to zawsze podaję jako przykład wszystkie pielgrzymki piesze (często ludzie idą samotnie) do Santiago de Compostella. Otóż pielgrzymka, czy takie spotkanie jak Światowe Dni Młodzieży są wspaniałą podróżą, którą nie tylko można wzbogacić umysł, ale także i ducha. Dlatego dzisiaj właśnie będzie o tym.

Świdnica

W samej Świdnicy niewiele się działo w związku z ŚDM. Choć celebrowanie tego spotkania ograniczyło się do właściwie trzech dni (dwa dni byli obcokrajowcy z Niemiec i chyba z Brazylii, oraz msza kończąca ŚDM w diecezji), to jednak już tutaj można było zacząć przeżywać to spotkanie. Właśnie tu poznałem kolejnego przyjaciela Thomasa, który na ŚDM przyjechał do Wojtka.

Dni w diecezjach kończyły się mszą odprawianą przez biskupa świdnickiego. Treści jego kazania dzisiaj już zupełnie nie pamiętam (poza tym, że było w pięciu punktach i w jednym opisywał Jakuba apostoła). Pozdrowił też pielgrzymów w kilku językach. Następnie na Festiwalu Młodych była okazja na trochę zabawy z gośćmi. Niestety niewiele tego było, bo po obiedzie dość szybko zaczęli opuszczać Świdnicę ze względu na dalsze swoje plany (ostatni wyjechali Hiszpanie).

Po pożegnaniu gości dużo czasu spędziłem z przyjaciółmi, czy to grając w piłkę nożną, czy w siatkówkę, czy też w noc przed wyjazdem do Krakowa śpiewając karaoke. W to także włączyła się moja siostra.

W dzień przed wyjazdem zostało zrobić ostatnie zakupy i spakować się na Kraków. Wieczorem ksiądz Wojtek odprawił mszę w intencji osób udających się na ŚDM, gdzie podczas kazania zwrócił także uwagę na to, że nie ma sensu robić tylko zdjęć do których i tak się nie będzie wracało, ale warto przeżyć to jako niesamowite wydarzenie duchowe. Warto być uważnym. Wieczorem Wojtek odprowadził Thomasa do Pauliny, gdzie zrobiliśmy opisane wcześniej karaoke, a o drugiej w nocy żegnając się wróciłem do domu by się przebrać i wziąć bagaże.

Wydarzenia Centralne dzień pierwszy- Wadowice

Tuż po trzeciej w nocy autobusem wyruszyliśmy przez Żarów (skąd zabraliśmy grupę) do Wadowic. Pierwszy przystanek istotny był pod Wadowicami (nazwy wsi nie pamiętam), gdzie biskup tarnowski miał swoją katechezę. Mówił w niej o otwarciu się na miłosierdzie, oraz o wszystkich łaskach, które z miłosierdzia bożego płyną. Niedługo tej katechezie pewna siostra zakonna podzieliła się swoim świadectwem, które w poruszający sposób pokazało, jak boże miłosierdzie potrafi wyciągnąć człowieka z dna.

Po katechezie przejechaliśmy do Wadowic, gdzie przy wychodzeniu z autobusu powitali nas Kolumbijczycy. Dostaliśmy także od nich opaski z Kolumbii, oraz po krzyżyku. Stąd też poszliśmy do rynku w Wadowicach, gdzie nawiedziliśmy bazylikę wadowicką. Pod bazyliką ksiądz Wojtek powiedział o której się spotykamy i ja wraz z Wojtkiem i moją siostrą pozwoliliśmy sobie na chwilę adoracji, a potem poszliśmy na obiad.

Po powrocie okazało się, ze nie ma paru osób. Dołączyliśmy do zabawy międzynarodowej, a następnie po zmianie miejsca (przed sceną) poznaliśmy Hindusów, których nauczyliśmy zabawy w małego osiołka. Potem czekał nas powrót do autobusu i droga do naszej bazy noclegowej w Bogdanówce obok Skomielnej Czarnej.

W szkole w której mieliśmy spać zaczęliśmy od rejestrowania się o odbioru pakietu pielgrzyma. pakiet składał się identyfikatora i plecaka, w którym znaleźliśmy: opaskę na rękę z koronką, komin- chustę, pelerynę przeciwdeszczową, szalik "Amazing Poland", mapę Krakowa, płytę z filmem o "Jezu Ufam Tobie" oraz książki: Modlitewnik, Przewodnik Pielgrzyma po Krakowie, książkę Jezus Ufa Tobie, i Przewodnik Pielgrzyma. Pomieszczenie, w którym spałem dzieliłem z Szymonem, Michałem, Wojtkiem, zostawiąjąc miejsce na dwie osoby, które miały do nas dojechać.

Po rejestracji i ogarnięciu się udaliśmy się na mszę świętą, której przewodniczył ksiądz Wojtek. Na mszy byli pielgrzymi ze Świdnicy, Strzegomia, Żarowa i Ostrołęki.

Centralne Wydarzenia dzień drugi- Kraków, droga krzyżowa na Błoniach

Po dobrym śniadaniu przygotowanym przez wolontariuszki w formie szwedzkiego stołu odebraliśmy lunchpaki. Były one przygotowane w dość przydatnych workowatych plecaczkach, bardzo bogato wyposażone w jedzenie. Warto o nich napisać, bo na wyjazdach kościelnych i nie tylko suchy prowiant zazwyczaj jest bardzo skromny. Tu organizatorzy postarali się, by nikt głodny nie chodził.

Na godzinę 9 udaliśmy się na mszę do Skomielnej Czarnej. Po mszy zakonnik (chyba przeor tamtejszego zakonu) wygłosił katechezę. Sposobem jej głoszenia mógłby kogoś zgorszyć, ale mówił mądrze. Ogółem tematem kazania było to, w jaki sposób działa szatan. Robił to na przykładzie historii grzechu u Adama i Ewy. Pokazał jaki jest ciąg działania szatana na nas.

Po katechezie dopakowaliśmy plecaki pielgrzyma i autobus zawiózł nas do Krakowa. Kierowca dowiózł nas na Kurdwanów, skąd tramwajem dojechaliśmy w pobliże krakowskiego rynku. Tu odnaleźliśmy się z Pauliną, Anią, Michałem i Thomasem, którzy mieli akurat dołączyć w piątek. Thomas ostatecznie dołączył do naszej grupy, co umożliwił mu ksiądz Wojtek, a co bardzo go uradowało.

Doszliśmy do kościoła św Wojciecha i tam dostaliśmy czas wolny. Ponieważ były spore tłumy, jedyne co nam się w tym czasie udało, to zjeść lody i odebrać ciepły posiłek z punktu wskazanego na mapie (oczywiście także nacieszyć się sobą). Ten czas wolny spędziłem z Pauliną, Anią, moją siostrą Kasią, Thomasem, Michałem i Wojtkiem.

Po zebraniu się kolejnym punktem było dotarcie na Błonia Krakowskie na Drogę Krzyżową z papieżem. Tu dołączył do nas Marcin, który towarzyszył nam przez drogę na Błonia i Drogę Krzyżową.

Sama droga Krzyżowa była czymś niesamowitym, pod każdym względem. Połączona została z uczynkami miłosierdzia. Przy czytaniu każdej stacji, czytało się także jeden z uczynków miłosierdzia, a tuż przed tym pokazane były dzieła miłosierdzia organizowane przez organizacje kościelne. Były także przygotowane choreografie, które wręcz wprawiały swoim kunsztem w osłupienie. Niesamowite wręcz były rozważania stacji drogi krzyżowej, przygotowane przez biskupa Rysia. Były one odczytywane w różnych językach, ale były także umieszczone w modlitewniku. Droga Krzyżowa była także kolejną okazją, aby papież wygłosił katechezę.

Po Drodze Krzyżowej udaliśmy się na Kurdwanów do autobusu i do Skomielnej Czarnej wróciliśmy późną nocą.

Wydarzenia centralne dzień trzeci- czuwanie w Brzegach

Tego dnia w planie było opuszczenie Skomielnej Czarnej. Po pobudce około godziny siódmej wszyscy zaczęli pakować swoje bagaże, przerywając je tylko śniadaniem. Następnie po zapakowaniu wszystkiego do autobusu pojechaliśmy do Skomielnej Czarnej na mszę. Do grup Diecezji Świdnickiej i z Ostrołęki dołączyła jeszcze grupa ze Szczecina.

Po mszy przyszło nam zrobić jeszcze pamiątkowe zdjęcie na schodach przed kościołem i wyruszyliśmy do Krakowa na nasz parking na Kurdwanowie. Po dojechaniu przeszliśmy na znajdujące się nieopodal Łagiewniki do centrum Jana Pawła 2. Po drodze z odległości około 100 metrów było nam dane zobaczyć przejeżdżającego papieża.

Po dotarciu na miejsce dostaliśmy czas wolny, aby coś sobie zjeść i mieć czas na modlitwę. Tu dobrałem się grupą z Pauliną, Anią i Michałem. Weszliśmy do kościoła w centrum JP2, a następnie udaliśmy się odpocząć w cieniu drzewa między tym centrum, a sanktuarium Bożego Miłosierdzia.

Około pół godziny przed planowaną zbiórką weszliśmy do sanktuarium by się chwilę pomodlić. Po wyjściu z kościoła widząc ile jeszcze jest czasu skorzystaliśmy z okazji, by po adorować najświętszy sakrament w niewielkiej kaplicy przy samym sanktuarium.

Gdy już się zebraliśmy wszyscy, ruszyliśmy na Tramwaj, który miał nas dowieźć jak najbliżej kampusu Miseri Cordia. Na przystanku robiły się tłumy pielgrzymów, a każdy kolejny przyjeżdżający tramwaj był przepełniony. Wzięliśmy się na sposób i przeszliśmy na przystanek z którego tramwaje odjeżdżały w przeciwną stronę.

Po dojechaniu na pętlę tramwajową nie wysiadaliśmy. Dołączyła do nas grupa z Hiszpanii i tramwaj w ten sposób się zapełnił. Mając pewne doświadczenia z linii 145 i 146 z Wrocławia zająłem miejsce na przegubie, ponieważ wiedziałem, że w takim ścisku to będzie najwygodniejsze miejsce podróży. Tak też jadąc prawie półtora godziny dojechaliśmy do pętli tramwajowej na Nowym Bieżanowie. Stąd czekał nas spacer do samych Brzegów (około 5 km)

Od Nowego Bieżanowa szliśmy w tłumie. Nie był to jakiś dziki tłum, a raczej wielka grupa ludzi, która spotkała się w jednym celu (wyglądało prawie jak pielgrzymka grupy międzynarodowej 2' na pielgrzymce krakowskiej do Częstochowy, tylko kilkaset razy większa). Ludzie witali nas ze swoich ogrodów. W ten upalny dzień niektórzy z nich, oraz strażacy tworzyli kurtyny wodne by ulżyć pielgrzymom.

Jako, że miałem wejściówkę do sektoru 0, musiałem dotrzeć punktualnie do 18. Poza mną tą wejściówkę miały jeszcze Monika i Ola. Ja i Ola byliśmy ostatnimi osobami, które BOR przepuścił do sektora. Zostało tylko przejść rewizję osobistą i można było wejść. Udaliśmy się jak najbliżej barierki oddzielającej oba sektory 0 od drogi z bramy miłosierdzia do ołtarza. Dzięki temu było mi dane zobaczyć papieża z bardzo bliska.

Po katechezie wygłoszonej przez papieża zaczęło się czuwanie przed najświętszym sakramentem. Rozłożyłem sobie karimatę, by skupić się na modlitwie, a nie na bólu kolan wynikającym z klęczenia na niewygodnym podłożu. Czas czuwania z Ojcem świętym nie był długi, jednak sama adoracja przeniosła się do namiotu w innym sektorze (o czym niestety nikt nam nie powiedział, a dowiedziałem się o tym dopiero po fakcie) i rozpoczęły się koncerty.

Podczas koncertów udało mi się spotkać panią Krysię i księdza Jurka. Okazało się, że ci moi przyjaciele są w tym samym sektorze co i ja. Chwilę porozmawialiśmy i następnie opuściłem sektor szukając swojej grupy. Zajęło mi to chyba z godzinę. Po znalezieniu grupy jeszcze chwilę się pokręciłem, porozmawiałem z innymi o wrażeniach i po rozłożeniu się poszedłem spać pod chmurką.

Wydarzenia centralne dzień czwarty- Msza Posłania w Brzegach

Obudziłem się dość wcześnie rano. Wiele osób już nie spało. Spakowałem więc to co niepotrzebne i postanowiłem się trochę rozprostować. Niedługo potem ruszyłem szukać lunchpaków z nadzieją, że jeszcze je znajdę. Niestety już ich nie było, ale zapasy z poprzednich dwóch pozwalały mi jeszcze spokojnie przeżyć nie będąc głodnym.

Niedługo po tym jak wróciłem zaczęli zamykać drogę obok sektoru B10, w którym byliśmy. Był to dla nas sygnał, że tędy będzie jechał papież. Ponieważ byliśmy rozłożeni w rogu sektora, to miejsce było dobre, by szybko zając swoje miejsce przy płocie. I tu znów było mi dane zobaczyć papieża z kilku metrów. Jednak zanim do tego doszło, to jeszcze pożegnałem Thomasa, który musiał dołączyć do grupy z Marsylii, z którą wracał potem do Francji.

Msza posłania była pierwszym moim spotkaniem z papieżem na który miałem pełne tłumaczenie tego co mówił. W końcu znalazł się ktoś z działającym radiem w telefonie. Na wszystko co się działo na ołtarzu mięliśmy wgląd na telebimach, które też były dość oddalone. Warto też zaznaczyć, że szafarze szybko podocierali z komunią do sektorów.

Po mszy czekaliśmy jeszcze na księży, którzy koncelebrowali mszę z sektora 0. Potem wyszliśmy z sektora i kierowaliśmy się do wyjścia B. Tu nas opuścili Michał i Ania, którzy do Świdnicy wracali samochodem z pewną parą, która niedługo bierze ślub.

Dotarliśmy już do prostej do wyjścia z kampusu Miseri Cordia. Oczywiste, że trafiliśmy na spory i gęsty tłum. Gdy zaczęły przedzierać się przez niego karetki, waz z Pauliną i jeszcze dwoma dziewczynami przeszliśmy bokiem podchodząc jak najbliżej do wiaduktów. Gdy samochody przejechały, wróciliśmy do tłumu i bardzo wolnym tempem dotarliśmy pod wiadukty, a gdy się trochę rozluźniło, trochę szybciej doszliśmy do skrzyżowania, gdzie czekaliśmy na grupę. Podczas przedzierania się zmieniła się pogoda i zaczęło lać.

Następnie z Grupą wróciliśmy do Nowego Bieżanowa. Szliśmy dalej wzdłuż torów, by znaleźć przystanek tramwajowy na którym nie trzeba będzie czekać na wolne miejsca dla grupy. Z poszukiwań zrezygnowaliśmy przy czwartym. Kierowcy naszych autobusów podjęli próbę przedarcia się przez Kraków.

Znów zaczęło padać, więc policja z pobliskiego posterunku zaprosiła san, byśmy przeczekali ten deszcz na posterunku nie moknąc. Ponieważ ulice były pozamykane, autobusom nie udało się do nas dojechać. Gdy korki na przystankach się rozładowały wsiedliśmy do tramwaju i dojechaliśmy w pobliże parkingu z którego mogły nas odebrać autobusy.

Tu od grupy odłączyła się Paulina, która została w Krakowie. Po pożegnaniu się z nią i ogarnięciu się wyjechaliśmy w drogę powrotną do domu. Do Świdnicy dojechaliśmy w środku nocy.

Długie to było i pisanie zajęło m kilka dni. ŚDM był to piękny czas i gdybym miał znów brać udział w czymś takim, to bardzo chętnie. Warto jeszcze na kilka rzeczy zwrócić uwagę, ale celowo to zostawiłem na zakończenie.

Nie pisałem o tym co mówił papież, ponieważ można to znaleźć w intrenecie. Wart je uważnie przeczytać. Warto tym też żyć n co dzień, aby Światowe Dni Młodzieży trwały cały czas w nas.

Byłbym chyba ślepym gdybym nie napisał o służbach mundurowych na ŚDM. Odwalili kawał dobrej roboty, a wszystko co robili, robili z sercem.

Zapraszam oczywiście do komentowania

[PR]