środa, 25 lipca 2018

Wjazd do Chroniska na Stogu Izerskim gondolą.

Nie zawsze jest tak, że po górach się chodzi i zdobywa szczyty. Są tez sposoby dużo rzadziej praktykowane prze ze mnie. Jednym z takich sposobów jest wjazd na szczyt wyciągiem. 


Tak było tym razem. Dojechaliśmy na parking obok wyciągu narciarskiego samochodami. Gdy już wszyscy uczestnicy wycieczki dojechali, poszliśmy po bilety. Warto zaznaczyć, że nie jest to tani sposób zdobywania szczytów. W naszym przypadku by wyszło taniej kupiliśmy bilety w obie strony. 


Nie można tutaj nie wspomnieć o panoramie rozciągającej się z parkingu pod wyciągiem w Świeradowie. Nie jestem do końca pewny, ale zdaje mi się, że niby samotna góra jest jednym ze szczytów Rudaw Janowickich. Może ktoś w komentarzu podpowie, co to za szczyt, bo jestem ciekaw. Niestety jedynym utrudnieniem są znajdujące się w zbyt dużej ilości bilbordy.


Przy parkingu jest także wypożyczalnia rowerów górskich. Można zarówno wypożyczyć typowe rowery MTB, jak i rowery dla mnie wprawionych cyklistów z wspomaganiem elektrycznym.


W Świeradowie jest wyciąg gondolowy. Warto zaznaczyć, że w zimie służy on nartostradzie. Latem służy wwożeniu rowerów na trasy zjazdowe, oraz jest dodatkową atrakcją turystyczną. W okolicach wyciągu ciągnie się także czerwony szlak który jest końcówką, lub początkiem Głównego Szlaku Sudeckiego. 

Jazda Gondolą ma jeszcze jedną zaletę. Gondola jedzie dość wysoko nad ziemią odsłaniając panoramy, których normalnie nie widać ze szlaku, a niekiedy także ze szczytów. 


Gdy dojechaliśmy do stacji końcowej skierowaliśmy się do tutejszego schroniska, gdzie zjedliśmy obiad. Przed schroniskiem jest taras, z którego także roztaczają się świetne panoramy. Warto znaleźć się tutaj choćby ze względu na nie.


Droga powrotna gondolą także przyniosła nam niespodziewaną atrakcję. U szczytu stoku narciarskiego rozkładali się paralotniarze. W trakcie naszego powrotu jeden z nich wystartował, dzięki czemu mogliśmy zobaczyć jak to wszystko wygląda z bliska i realnie.


Gondola to może nie jest mój ulubiony sposób poruszania się po górach, ale warto czasem sobie i na coś takiego pozwolić. Czasem nawet pozwoli t spojrzeć na góry z innej perspektywy. Hejterom, którzy zobaczą ten wpis jako pierwsze co wpisałem na blogu mogę polecić przeczytanie poprzednich wpisów, ponieważ dość często jestem w górach i bardzo rzadko korzystam z tego typu atrakcji.


Napisz mi co o tym myślisz. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapisz się na subskrypcję, oraz polub moją stronę na facbooku. link do strony znajdziesz tutaj. Pokaż też, że strona podoba Ci się zapisując się do grona obserwatorów. A już za tydzień kolejny wpis na blogu na który już dzisiaj serdecznie zapraszam.

środa, 18 lipca 2018

Łódź- Jasna Góra (Częstochowa)

Jechałem nocą w piątek do Świdnicy wiedząc, że jednak nie wybiorę się na koncert koło Schroniska pod Śnieżnikiem. Jechałem późno, ale wiedziałem, że noc będzie krótka. Po co do Łodzi? Po co do miasta, które z dużych miast jest najmniej ciekawe? 


Tak się składa, że moja siostra zdała maturę i teraz wybiera się na studia. W łodzi jest kierunek, który ją interesuje, a ja po prostu pojechałem z nią (przy okazji rodzinna wycieczka). Oczywiście droga to przede wszystkim A8 i S8 do Łodzi, czyli trzeba okrążyć Wrocław i zasuwać aż S8 sie skończy, a wtedy na A1.


Dojechaliśmy do Uniwersytetu Łódzkiego w fatalnej pogodzie. Dosłownie lało, leciał potok z nieba. Zaparkowaliśmy na parkingu w "miasteczku akademickim" skąd udaliśmy się do gmachu uniwersytetu. 


Po rozmowie wstępnej na uczelni wsiedliśmy do samochodu i skierowaliśmy się do Częstochowy. Droga prowadziła najpierw autostradą, a potem drogą dwupasmową, niby szeroką ale strasznie fatalną. Po drodze był ciekawy zajazd z jeszcze ciekawszą restauracją. Dlaczego ta restauracja tak mnie zainteresowała? Bo była na pokładzie Iła- samolotu pasażerskiego. I wyobraźcie sobie teraz, co właściciele zajazdu musieli zrobić, by samolot pasażerski wielkości pasażerskiego Boinga, lub Airbusa (dwie najbardziej znane korporacje produkujące samoloty pasażerskie) znalazł się w niewielkim zajeździe.


Zaraz za zajazdem zaczął się długi korek ze względu na budowaną autostradę. Droga z dwupasmowej zmienia się w jednopasmową, więc robi się wąskie gardło dużym ograniczeniem prędkości. Mimo to po około pół godziny parkowałem już pod Jasną Górą. 


Pierwsze kroki skierowaliśmy do kaplicy z ikoną Matki Bożej Królowej Polski. spotkała mnie tam trochę smutna sytuacja. Jak by nie było, to było miejsce kultu. Ludzie modląc się idą na kolanach dookoła obrazu. Znalazła się jednak grupka turystów z dalekiego wschodu, która poszła ta normalnie tylko po to by nastrzelać zdjęć, na które potem nawet nie spojrzą, wymieniali się uwagami jak by w muzeum byli. Jedni przejdą obok niewzruszeni, drudzy oburzą się. Czy to pozycje dobre? Nie mi to osądzać, jednak dla mnie było to smutne.


Pozwoliłem sobie także na wejście na wieżę, gdzie łapałem widoczne stąd panoramy. Zwiedziłem także zbrojownię i poszedłem na wały. Podczas gdy siedziałem na wałach wchodziła jakaś pielgrzymka, a to nie była jedyna piesza spotkana tam. 


Po wyjściu z klasztoru poszliśmy na pobliski zawsze otwarty bazar. Po dłuższej chwili wsiedliśmy w samochód i w drogę z powrotem w kierunku Wielunia. Po drodze mijaliśmy kolejne grupy pielgrzymkowe. Były to grupy z Poznania i podejrzewam, że wejście na Jasną górę miały zaplanowane na dzień kolejny. 


Zazwyczaj piszę o wypadach w góry, wyprawach rowerowych i wycieczkach za miasto. Ale czy taki wyjazd się kwalifikuje do opisania na blogu? Prawdę mówiąc tego bloga pisze o niesiedzeniu na kanapie, ale to nie oznacza, że tylko łono natury. Ruszaj, zwiedzaj świat, bierz dobro i nieś dobro. Po to właśnie piszę to, co tutaj piszę.



Napisz mi co o tym myślisz. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapisz się na subskrypcję, oraz polub moją stronę na facbooku. link do strony znajdziesz tutaj. Pokaż też, że strona podoba Ci się zapisując się do grona obserwatorów. A już za tydzień kolejny wpis na blogu na który już dzisiaj serdecznie zapraszam.

środa, 11 lipca 2018

Bajkał rowerem

Czas na kolejną wycieczkę z Wrocławia. Ale nad Bajkał? Czy jechałem rowerem na Syberię i jak to zrobiłem w jeden dzień? 


Wielu Wrocławian, szczególnie tych mieszkających po wschodniej stronie zna takie niewielkie jeziorko Bajkał. Jest ono zasilane przez Odrę, a znajduje się pod Kamieńcem Wrocławskim. Miejsce popularne szczególnie wśród wędkarzy. 

Dla mnie była to pierwsza rowerowa wycieczka po przeprowadzce na Gaj, a że kiedyś dodatkowo obiecałem sobie rowerem objechać Wschodnią Obwodnicę Wrocławia. Dodatkową okazją było testowanie sakw, namiotu i sposobu ich wiązania. Stąd ta decyzja, że jadę nad Bajkał.


Zapakowałem swoje sakwy na rower i pojechałem. Wyjechałem na ulicę Borowską i skierowałem się w stronę Wojszyc. Tuż przed tą peryferyjną dzielnicą Wrocławia kończą się drogi rowerowe. Przyszło mi jechać ulicą, co nie jest jakąś nowością, warto dodać, że jest to droga o średnim natężeniu ruchu. 

Z Wojszyc wyjechałem do Radomierzyc, wsi, z której wyjeżdża się na początek wschodniej obwodnicy. Dojechałem sobie spokojnie do ronda i zjechałem na szeroką dobrze zrobiona płaską jak stół drogę rowerową.


Droga ciągnie się do Siechnic, gdzie zjeżdża na obrzeża miasta. Tak jadąc obrzeżami Siechnic obserwowałem, czy obwodnica nie oddala się za bardzo. Nie znałem z tej strony tej drogi, dlatego też nie byłem jej pewny.

Niebawem wróciłem na obwodnicę którą prułem dalej. Jazda nie była już tak łatwa, bo się zrobiło trochę pagórkowato. po około 10 minutach zjechałem z obwodnicy do Łanów, skąd po chwili wjechałem do Kamieńca Wrocławskiego. Skierowałem się do znajomych, którzy mnie do siebie przy tej okazji zaprosili.


Zostawiłem u nich swój rower, zabrałem sakwy i piechotą poszedłem już nad jezioro. Przeszedłem przez most i po około kilometrze od mostu znalazłem się nad jeziorem. Zostało mi znaleźć odpowiednie miejsce. W tym celu wszedłem na cypel by rozejrzeć się, gdzie jest w miarę mało ludzi. 

Znalazłem takie miejsce dość równe, i tam się skierowałem. Doszedłem do tego miejsca i zabrałem się za rozbijanie namiotu. Dookoła mnie byli wędkarze, oraz młodzież z odpalonym car audio i muzyką w stylu "umcyk umcyk" (ludzie, proszę nie katujcie tym czymś ludzi w okolicy).


Co konkretnie robiłem nad Bajkałem, to pominę. Mogę tylko wspomnieć, że parę ciekawych ujęć udało mi się uchwycić.

Na chwile obudziłem się około 3 w nocy. Dookoła było słychać niezwykłe odgłosy, coś co nazwałbym radiem lasu. Nie były to tylko ptaki, bo słychać także było rechot żab. Warto być wtedy cicho i się w tym zasłuchać.


Nad ranem zaczął padać lekki deszczyk. Pogoda może niezbyt zachęcająca, ale dla mnie była czymś pozytywnym. Wiem, że namiot przy byle czym nie nawali. Choć z drugiej strony trzeba było czekać prawie do godziny 11 aż wyschnie. Po spakowaniu się i złożeniu namiotu wróciłem po rower.

W planie miałem powrót inną drogą i ten plan zrealizowałem. Pojechałem wałami przez Łany aż do Lasu Strachocińskiego. Przejechałem przez las, a przy wyjeździe gdzie było ostro pod górę parę metrów doświadczyłem jak w jeździe na rowerze środek ciężkości może uciec do tyłu. Nie przewróciłem się tylko dzięki mocnemu wychyleniu się do przodu.

Dalej pojechałem wałem przez Wojnów i odbiłem do przelewu Odra- Widawa. Zjechałem delikatnie obok tamy i przeprowadziłem rower przez wąski mostek pieszy. Niedługo potem znalazłem sie obok osiedla Olimpia Port , gdzie przejechałem przez dwa mosty. Ruszyłem dalej wałem mijając Jaz Opatowicki dojechałem aż do Zoo.

Dalej droga prowadziła przez Most Zwierzyniecki i Wybrzeże Wyspiańskiego i Most Grunwaldzki. Następnie tunele pieszo- rowerowe pod Placem Społecznym i tak dotarłem pod Galerię Dominikańską nie wyjeżdżając na ulicę. Jest to ponad 10 kilometrów Wrocławia, dojazd do centrum, prawie do rynku.  


Stąd już ulicami najkrótszą drogą między innymi koło Dworca PKP, Wroclavi i aquaparku dojechałem do Gaju. 

Co mogę powiedzieć o tej wycieczce i o miejscu w które się udałem. Wycieczka na prawdę super, co widać na zdjęciach. Ale na zdjęciach nie ująłem wszystkiego. Smutne jest to, że tak fantastyczne miejsca są tak bardzo zaśmiecone. Ludzie tam przyjeżdżający w dużej części niestety nie potrafią zachować piękna tego miejsca zostawiając po sobie pamiątki, które niekoniecznie są pożądane. Wielokrotnie o tym piszę, zabierzcie swoje śmieci ze sobą.


Inna sprawa, że ani PZW, ani Polskie Wody nie zadbały o śmietniki. Nie jest to problem niewystarczającej ilości śmietników, ale całkowity ich brak. Stąd też z tego bloga proszę, aby organizacje gospodarujące tym miejscem zadbały o to, bo miejsce jest niesamowicie piękne.

Co do odpoczynku, miejsce polecam. Jest gdzie rozbić namiot, zrobić grilla, czy rozpalić ognisko. Oficjalnie tam nie można pływać. Proszę tylko zabierzcie ze sobą swoje śmieci, lub jak ktoś się zgodzi je zabrać i odstawić do miejsca do tego przeznaczonego, czyli kosza na śmieci, kontenera na odpady, punktu odbioru odpadów. 


Napisz mi co o tym myślisz. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapisz się na subskrypcję, oraz polub moją stronę na facbooku. link do strony znajdziesz tutaj. Pokaż też, że strona podoba Ci się zapisując się do grona obserwatorów. A już za tydzień kolejny wpis na blogu na który już dzisiaj serdecznie zapraszam.


środa, 4 lipca 2018

Chatka Górzystów i Torfowiska Gór Izerskich

Nie w każdym paśmie Sudetów byłem, niektóre dopiero odkrywam. Tak jest z Górami Izerskimi. W miniony weekend byłem w nich po raz pierwszy, ale na pewno nie ostatni.


Góry Izerskie dają duże możliwości sportu i rekreacji. Są potworzone wypożyczalnie rowerów, a cyklistów w górach jest pełno. Dla tych mniej wprawionych są także rowery elektryczne.


Co ja robiłem? Mój Kross Evado nie bardzo nadaje się do gór, więc go tam nie ciągnę. Dla mnie to była wędrówka piesza. Pogoda była bardzo dobra pod kątem wędrówek, no może poza wiatrem. 


Wyruszyliśmy szlakiem niebieskim. Kierowaliśmy się do Chatki Górzystów, która jest schroniskiem Górskim. po drodze zatrzymaliśmy się przy źródle dr. Adama, oraz na polanie Izerskiej.  


Na Polanie Izerskiej przejechał motocykl, a motocyklista prosił o zachowanie ostrożności, bo właśnie zaczęły się zawody MTB. Dalszą drogę łączyliśmy między zajadanie się jagodami, kibicowanie kolejnym kolarzom i dalszą wędrówkę do naszego głównego celu.


Po dość niedługim czasie dotarliśmy do Hali Izerskiej, a na niej do Chatki Górzystów. Kolejka była duża. Ponoć bardzo dobre są tam naleśniki z jagodami. Nie próbowałem, ale już wiem, że Chatka Górzystów z tego słynie. 


Po długiej przerwie ruszyliśmy pod górę szlakiem żółtym i po około 20 minutach dotarliśmy do rozdroża. Po prawej stronie była dość ciekawa kapliczka z Matką Bożą i kapitalnym widokiem za kapliczką.


Tutaj skręciliśmy w lewo i niebawem doszliśmy do Torfowisk. Przez nie prowadził czerwony szlak. Torfowiska były niesamowicie piękne. Między rzadkimi drzewami były pozostałości po dawnych zanieczyszczeniach powietrza, czyli nagie kikuty drzew. Między tym rosły jagody, które były pełne owoców. W niektórych miejscach porastała perzyna.


Po około godzinie takiego spaceru wróciliśmy do Polany Izerskiej skąd niebieskim szlakiem  wróciliśmy do Świeradowa. Niesamowita różnorodność Gór Izerskich, doskonale oznaczone szlaki, duże możliwości turystyczno- rekreacyjne są odpowiednim zachęceniem do wybrania się właśnie w to pasmo Sudetów.


Napisz mi co o tym myślisz. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapisz się na subskrypcję, oraz polub moją stronę na facbooku. link do strony znajdziesz tutaj. Pokaż też, że strona podoba Ci się zapisując się do grona obserwatorów. A już za tydzień kolejny wpis na blogu na który już dzisiaj serdecznie zapraszam.