czwartek, 30 czerwca 2016

Sport charytatywny

Czasem dużą popularnością wśród celebrytów, polityków, czy sportowców cieszą się starty, lub działania charytatywne. Wtedy albo grają publicznie, a pieniądze z danego meczu są przeznaczane na cele charytatywne, albo też sami przeznaczają jakąś pulę na te cele. Jak to jednak wychodzi z działalnością charytatywną wśród amatorów?

Jest możliwość aby zwykły szary człowiek poprzez swoje dokonania na polu sportu amatorskiego także czynił dużo dobra. Są ku temu różne akcje, za którymi zazwyczaj kryją się korporacje. Takie akcje są reklamowane, dość powszechne. Starczy zrobić bardzo niewiele, aby komuś pomóc.

Gdy biegłem 10 kilometrów na biegu Uniwersytetu Medycznego była jedna z takich akcji. Celem akcji było wsparcie ludzi z białaczką. Polegała ona na rejestrowaniu na odpowiedniej stronie przebytych kilometrów. Akcję promowała wtedy Iwona Guzowska. 

Kolejną taką znana akcją jest "Pomoc mierzona kilometrami". Polega ona na zarejestrowaniu się w aplikacji Endomondo, dołączeniu do tej rywalizacji i pokonywaniu kolejnych kilometrów. Akcja dzieli się na kilka etapów, gdzie w danym czasie musi zebrać się odpowiednia ilość kilometrów zsumowanych. Jeśli się uda, T- Mobile przekazuje pulę przeznaczona na dany etap Fundacji TVN Nie Jesteś Sam.

Kiedyś w Warszawie raz w roku był organizowany Ecco Walkaton. Polegało to na tym, że przychodzili ludzie i rejestrowali się do wspólnego spaceru. Następnie razem przeszli jakiś dystans. Następnie mnożono długość odcinka i ilość uczestników i pulę wynikającą z przebytych łącznie kilometrów Ecco przekazywało na cele charytatywne.

Czasem można także w aplikacjach znaleźć oznaczone jako rywalizacje kolejne akcje charytatywne. Polegają jednak zazwyczaj na tym, że za daną ilość przebytych kilometrów uczestnik dobrowolnie wpłaca na dany cel pieniądze. Tu jednak trzeba być bardzo ostrożnym, ponieważ można trafić na oszustów. 

Dobrą opcją jest samemu znaleźć sobie jakiś cel. Wtedy wedle własnych zasad można na ten cel wpłacać pieniądze za osiągnięcia sportowe. Wtedy jest pewność, ze one na pewno będą wydane zgodnie z potrzebą podopiecznych danej instytucji, na którą pieniądze są wpłacane.

Jak widać, pomaganie innym nie wymaga jakiegoś heroizmu. Można to robić z pasją, robiąc jednocześnie coś dla siebie. Warto choćby tym drobnym gestem komuś pomóc. Tak wiec skoro jest taka możliwość niesienia pomocy, to czemu jej nie wykorzystać

środa, 29 czerwca 2016

Co ja piszę- kilka wyjaśnień i krótka refleksja

Dzisiaj miało być o czymś nieco innym, ale co się odwlecze, to nie uciecze. Czasem bywa po prostu tak, że ma być o czymś, ale nachodzi pewna refleksja. I mnie ona naszła, ale dotyczy to bardziej osób które mi towarzyszą.

Otóż niektóre moje wpisy mogą powodować, ze ktoś może poczuć się nieswojo, a ktoś inny może to źle zrozumieć. Nie chodzi mi tu, aby kogoś obśmiać, komuś dopiec, czy wytknąć coś (jak coś mi się nie podoba, to zawsze to powiem bezpośrednio danej osobie, a nie wywlekam tego na bloga). To co tu piszę, co może kogoś poruszyć jest raczej uzupełnieniem historii.

Tak może być w kwestii tego, że ktoś gdzieś wpadł, lub gdzieś został. Mi także zdarzają się takie rzeczy. To, ze ktoś gdzieś wpadł, to raczej z tego powodu, że nie było tego widać. Czasem ciągnąc rowery na przełaj przez pole nie widać tego co jest pod nogami. Osoba która idzie pierwsza, jest najbardziej narażona na upadki. To jest wiadome nie od dziś. Nie da się czasem po prostu tego przewidzieć.

Z drugiej jednak strony pozostawanie w tyle. Jest kilka powodów dla których można w wyjeździe grupowym zostać w tyle i nigdy to nie jest wyczerpanie fizyczne. Jeśli osoba zostaje w tyle, bo nie może jechać, to wtedy w łeb powinien dostać ten co prowadzi. Czasem ktoś zostanie w tyle po to by sobie zwyczajnie porozmawiać, lub pomyśleć. O ile jest to na trasie bardzo dobrze znanej, to nie jest problem.

Jest jeszcze jeden aspekt pozostawania w tyle. W trakcie długich wypraw (kilkudniowych) lepiej aby ktoś dobrze zorganizowany, silniejszy na ostatnim odcinku danego etapu trochę szybciej pojechał. Wiąże sie to z szukaniem noclegu. W ten sposób nocleg można znaleźć szybciej, grupa dojeżdża i ma już gdzie spać.

Osoby które ze mną ćwiczą, biegają, jeżdżą na rowerze nie należą do osób słabych. Wycieczki ze mną maja zazwyczaj po kilkadziesiąt kilometrów i prowadzą przez dość trudne trasy. Moich towarzyszy można podziwiać za tą siłę, co ja często w duchu też robię.

Fakt też jest taki, ze w grupie bardzo dobrze się podróżuje. To są moje najlepsze wypady, kiedy nie jadę gdzieś sam. Może to wytłumaczenie jest bardziej dla mnie, ale myślę, że komuś też może się przydać.

[PR]

wtorek, 28 czerwca 2016

Aplikacje w telefonie i GPS- bieganie z nowinkami techologicznymi

Wraz z rozwojem technologi, powstawaniem kolejnych nowinek technologicznych, pewne rzeczy znajdują dobre rozwiązanie w sporcie, także tym amatorskim. Często widzi się ludzi biegających z telefonem, w słuchawkach, z pulsometrem. Choć technologia za nas nie pobiega, nie spali zbędnych kilogramów, to jednak może być ona bardzo użyteczna. Dziś pochyle się przede wszystkim nad poruszaniem się z GPS.

Osobiście biegam, jeżdżę na rowerze i chodzę po górach z z włączoną aplikacją Endomondo. Służy to wielu rzeczom i daje mi jakiś obraz moich treningów. Jest też pewnym motywatorem. Co w takim razie w związku z tym?

Endomondo często służy mi do trzymania odpowiedniej prędkości podczas biegu. Pomaga mi w tym komunikowanie ile przebiegłem w jakim czasie i ile czasu biegłem ostatni kilometr. Dzięki temu wiem, czy mam przyspieszyć, czy też zwolnić, określić, czy bieg jest dobry i jaka mam obecnie formę.

Zapisywanie wyników jest także dobrą opcją do rywalizacji w kręgu znajomych. Jest to taka koleżeńska rywalizacja, która także motywuje. Nie chodzi tu jednak o niezdrową rywalizacje, ale poprzez szukanie czegoś fajnego.

Zapisywana droga, oraz pokazana mapa służy także utrwaleniu sobie trasy. Dzięki temu można zawsze do tej trasy wrócić. Można także określić przebytą drogę. Czasem chcesz opisać znajomym jakieś fajne miejsce. Pojawia się jednak problem, jak do tego miejsca dotrzeć. Można więc wykorzystać zapisana trasę z aplikacji w telefonie.

Jest jeszcze zapisywanie przebytych kilometrów. Mo to osobiście służy jako dodatkowa forma oszczędzania pieniędzy. Przebyte w miesiącu kilometry dzielę przez 10 i kwotę która wyjdzie przelewam sobie na konto oszczędnościowe. Nie są to duże kwoty (20- 40 zł miesięcznie), ale coraz pieniądze się zbierają i można je później przeznaczyć na coś fajnego.

Używanie aplikacji nie jest jednak pozbawione wad. Mnie najbardziej irytuje gubienie sygnału GPS. Aplikacja zaczyna wtedy przekłamywać pomiary. Nie można także wtedy pilnować prędkości biegu, bo nic nie mierzy trasy. Endomondo uzupełnia te braki prostą linią między punktami zgubienia i odnalezienia sygnału. Nie jest to jednak miarodajne, szczególnie na krętych trasach.

Mimo to, warto jednak zapisywać sobie te trasy nawet na pamiątkę, by kiedyś mieć czym się pochwalić dzieciom, wnukom, a może by móc do tego powrócić z uśmiechem.

[PR]

poniedziałek, 27 czerwca 2016

masowe imprezy sportowe



Jednym z ciekawych sposobów wykorzystania treningów, ruchu na świeżym powietrzu są imprezy masowe. Mają one wiele zalet, których nie da się nie dostrzec. Sam także startuję kiedy mogę i mogę coś o tym napisać.

Jak to jest z tymi imprezami? Faktem jest, że one zawsze są płatne. Nie są to jednak pieniądze zmarnowane. W cenie zawsze zawiera się pakiet startowy, medal i posiłek regeneracyjny (przynajmniej w tych biegowych). Jest to też forma dodatkowego wsparcia takiej imprezy, której przygotowanie wymaga wiele wysiłku, także logistycznego. Pakiety startowe są rożne. Niektóre bardzo fajne, w których można znaleźć ciekawe gadżety, koszulki, rabaty. Inne skromniejsze bez koszulek, z drobnymi gadżetami. To tak na prawdę zależy od zasobności organizatorów i od sponsorów takiej imprezy.

W moim przypadku były to imprezy biegowe. Przebieg nich opisywałem tutaj, oraz w obecnym nowym blogu (bieg gladiatora). Dla mnie to miało kilka dobrych rzeczy, z którymi chcę się podzielić.

Na takich imprezach można poznać ciekawych ludzi. Jest to sposobność do nawiązania ciekawych, bardzo fajnych relacji, opartych o koleżeństwo, czasem przyjaźń, ale także o sport. Większość startujących to amatorzy. Ludzie którzy maja jakieś pasje, którzy są ciekawymi osobami. Tak poznałem choćby blogerkę Agnieszkę, która na swoim blogu opisuje swoje starty w biegach górskich. 

Jest to także sposób na sprawdzenie siebie. Biegnie się wśród ludzi. To dodatkowo motywuje, daje więcej sił, daje dodatkową motywację. Właśnie na tego typu imprezach bije się swoje rekordy. Dodatkowo czas jest tu mierzony przed specjalizujące się w tym organizacje, takie jak choćby datasport. Potem wyniki są zapisywane na odpowiednich stronach internetowych, oraz przychodzą sms- em, lub emailem. 

Fajnie jest też mieć ze sobą kibiców. Na moje biegi często przyjeżdżają moi rodzice. Sam także jeżdżę kibicować kolegom, choćby na turniejach i galach sztuk walki, które są w okolicach. To także pomaga i motywuje startującego.

Jest jeszcze aspekt turystyczny. Dotyczy to choćby zbliżającego się półmaratonu szlakiem Riese, który będzie przebiegał w pobliżu wejść do sztolni (Włodarz, Osówka), oraz zabudowań zewnętrznych (np. Casino). Widziałem także podczas maratonu MTB w Górach Sowich jak kolarze przejeżdżając przez ciekawe miejsca, obok ciekawych zabudowań robili sobie ich zdjęcia. Ponadto jadąc gdzieś dalej, zawsze można zwiedzić miejscowość, w której impreza się odbywa.

Jest to tylko kilka zalet startów. Zalet które przede wszystkim ja dostrzegam. Dalsze starty w tego typu imprezach na pewno będę tu opisywał. 

Zapraszam do dalszego śledzenia mojego bloga, można go także śmiało komentować, pozostawić po sobie jakiś ślad.

[PR]

niedziela, 26 czerwca 2016

Rowerem na Wielką Sowę

Równo tydzień temu wraz z moimi przyjaciółmi Pauliną, Anią i Michałem ruszyliśmy na Wielka Sowę rowerami. Okazja była dobra, ponieważ ksiądz od nas z parafii odprawiam mszę w kapliczce na szczycie. Dotarcie na mszę było głównym naszym celem.

Spotkaliśmy się jak poprzednimi dwoma razami u Pauliny i ruszyliśmy w drogę. Nasze po 2 kółka skierowaliśmy w kierunku Zalewu Witoszówka, jadąc dalej na Bystrzycę Dolną. Tu jednak dopadła nas mała awaria w postaci zaklinowania się łańcucha.

Po poradzeniu sobie z awarią ruszyliśmy dalej, ja i Paulina wysunęliśmy się do przodu a Michał i Ania zostali trochę w tyle. Tak minęliśmy rozmawiając ze sobą Burkatów i poczekaliśmy z Pauliną na resztę na moście w Bystrzycy Górnej.

Dalsza droga przebiegała oczywiście dalej przez Bystrzycę Górną i Lubachów. Znów się lekko rozdzieliliśmy i jechaliśmy w parach. Tu też muszę wyrazić podziw dla Pauliny, która dość ostro pracowała na podjeździe do Zagórza. Na tych przełożeniach przerzutek ja 5 razy bym się zastanawiał, czy nie wprowadzać. Na górze przy przejeździe kolejowym oczywiście poczekaliśmy na pozostałych członków naszej "rowerowej pielgrzymki".

Dalsza droga przebiegała przez Zagórze, a w Jugowicach skręciliśmy na Walim. W Jugowicach zaczęła się trasa pod górę, która z przerwami towarzyszyła nam aż do szczytu. Tak dotarliśmy do Walimia.

Tu w wyniku mojej drobnej pomyłki skręciliśmy jedną ulicę za wcześnie. Dojechaliśmy prawie do Glinna omijając Przełęcz Walimską i oddalając się od celu. W związku z tym zjechaliśmy na drogę leśną i nią przejeżdżając w międzyczasie także przez łąki dotarliśmy pod ambonę myśliwską. W międzyczasie zadzwoniliśmy do księdza Wojtka z prośbą, by troszkę opóźnił mszę.

Pod Amboną droga się skończyła, a my przedzieraliśmy się przez gęste iglaki prawie na przełaj. zaraz za nimi trafiliśmy na kolejną drogę, która poprowadziła nas już do Przełęczy Walimskiej. Od przełęczy natomiast prowadząc rowery i czasem na nich jadąc tam gdzie było można, dotarliśmy na szczyt. Po drodze ludzie dali nam znać, ze ksiądz czeka na rowerzystów, którzy mówili, że są w drodze (to chyba o nas!).

Po jakiś 40 minutach na szlaku znaleźliśmy się na szczycie. Jak się okazało, było to już w trakcie kazania. Ksiądz nie mógł czekać dłużej jak 20 minut i zaczął.

Po mszy usiedliśmy przy jednym ze stolików na szczycie. Dołączył do nas Wojtek. od rozmowy w pewnym momencie przeszliśmy do konkurowania w ćwiczeniach kalistenicznych. Zaczęło się od pompek, potem brzuszki, a potem tricepsy. Okazałem się najsłabszy z naszej trójki mężczyzn.

Po długim fajnie spędzonym czasie ruszyliśmy przez Małą Sowę na Przełęcz Sokolą. Na niej rozstaliśmy się z Wojtkiem, który zostawił swój samochód w Sierpnicy. Popędziliśmy w dół przez Rzeczkę zatrzymując się na chwile w Walimiu. Tu zmieniły się trochę pary i ja jechałem z Michałem, a dziewczyny razem. Poczekaliśmy na nie w Jugowicach na skrzyżowaniu.

Z Jugowic dalej jechaliśmy w parach. Mnie i Michała wzięło na wyścigi, ale tym razem to ja byłem górą. Na dziewczyny poczekaliśmy w Lubachowie na przystanku pod tamą. Stąd już pojechaliśmy razem do Świdnicy. po drodze minął nas Wojtek.

Tą samą drogą co jechaliśmy dojechaliśmy do Pauliny. Tu na zakończenie warto zwrócić na coś uwagę. jak możesz jechać z przyjaciółmi gdziekolwiek, to z nimi jedź. To na pewno zawsze będzie owocne, a przy okazji jest to pożytecznie spędzony czas.

[PR]

piątek, 24 czerwca 2016

wspomnienia z Biegu Gladiatora

Jedną z ciekawszych imprez sportowych w których brałem udział był Bieg Gladiatora. Impreza odbywała się w Bielawie nad zbiornikiem TKKF Sudety, oraz na terenie nieczynnej fabryki Bielbaw. Był to bieg surwiwalowy z dużą ilością przeszkód.

W biegu startowałem reprezentując Szkołę Walki Drwala. Byłem jednym z siedmiu zawodników startujących z SWD. W ramach przygotowań dużo uwagi poświęciłem kalistenice i przede wszystkim na nią uczęszczałem na treningi. Dała mi dobre przygotowanie siłowe pod kątem biegu.

11 czerwca pojechałem do Bielawy, by o 11:20 wystartować w piątej serii biegu. Sam start był z dymem, organizatorzy odpalali w czasie startu świece dymne. Dalej trasa prowadziła przez coś a la bunkier, między wałami na pole. Tam znajdował się stóg siana, który trzeba było przebyć.

Dalej ciekawszymi przeszkodami były pies (barierki, które trzeba było pokonać górą, lub dołem), i potwór (3,5 metrowa pochyła ściana, której nie dałem rady). Dobrze też bawiłem się w namiocie, który okazał się mocną hasz- komorą. Dalej do pokonania były samochody. W sumie moim marzeniem z lat młodzieńczych było poskakać po samochodach i tu w końcu mogłem sobie na to pozwolić.

Dalsze przeszkody tez były ciekawie wymyślone. Można było pobiegać z workiem, poczołgać się w błocie w rowie melioracyjnym, czy powalczyć w wałami. To co pobrudziło się w błocie, czyli buty i kolana niedługo umyły się podczas biegu w rzece. Dość wymagająca w tym odcinku przeszkodą był beg około 500 metrów z workiem. Tu złapała mnie kolka, która towarzyszyła mi do mety. Dalej jednak coraz bliżej było BielBawu.

Przed wbiegnięciem na halę trzeba było jeszcze wyprowadzić psa na spacer. Pies okazał sie być betonowym blokiem, który trzeba było ciągnąć na sznurku. Same podziemia zakładu było dość fajne, ale nie aż tak imponujące, jak można to było sobie wyobrazić. Za podziemiami było wspinanie się po linie. To była druga z trzech przeszkód, z którymi sobie nie poradziłem.

Niedaleko za wspinaczka po linach był punkt nawodnienia, i tuż za punktem pomyliłem drogę. po dostaniu sie na wał jeziora zobaczyłem, ze pobiegłem nie tędy. Trzeba było wrócić i biec dalej trasą pokonując proste przeszkody i kilka razy wpadając do rowu melioracyjnego.

Na wale jedna z przeszkód był omnibus. Grupa licealistów zadawała pytanie z wiedzy ogólnej Na pytanie o rozwinięcie skrótu PKB odpowiedziałem poprawnie i pobiegłem dalej.

W okolic plaży znów było mocne zatrzęsienie przeszkód. Zrobił się z lekka park linowy. Następnie ciekawszymi przeszkodami był bieg z oponą, czołganie się pod koparką i pod drutem kolczastym. Połowę trasy pod drutem przeturlałem się.

Zostały jeszcze zabawy w wodzie w postaci begu z kawałkiem brzozy i biegu przez wodę. Po tym trafiła się ostatnia przeszkoda której nie podołałem. Była to pionowa 2,5 metrowa ściana. niestety byłem już na tyle mokry, że się na niej tylko ślizgałem.

Dalej jeszcze był tarzan nad dziurą z wodą, skok przez ognisko i po oponach zmierzałem do muru z futbolistów. Chciałem któregoś obalić, jak mnie na treningach uczyli, ale za szybko przepuszczali, lub w ogóle nie podejmowali się zatrzymania.

Tak dobiegłem z czasem prawie 1:15 na metę. Bieg nie był męczący, a dodatkowo okazał sie doskonałą zabawą. Jako zespół zajęliśmy 11 miejsce. Indywidualnie byłem gdzieś bardzo daleko. Jednak nie jest to istotne. Cel, czyli dobra zabawa zostały osiągnięte. Mam nadzieje wystartować w przyszłym roku.

[PR]

czwartek, 23 czerwca 2016

Po co właściwie biegamy

Często jak biegam, to spotykam ludzi. Jedni trochę ironicznie patrzą na to co robię, "bo jak ktoś mojej postury może biegać". Inni z kolei patrzą z pewnym podziwem. czasem można usłyszeć coś śmiesznego, czasem ktoś dopinguje. Jednak powstaje w głowie takie pytanie. Po co ja właściwie biegam? Powodów biegania jest wiele, ale warto kilka z nich przytoczyć.

Jedni mówią, ze biegają dla zdrowia. Co jednak przez to można rozumieć? Nie zawsze bieganie jest zdrowe. Zależy to od wielu czynników. Jednak większość tych czynników przemawia za uprawianiem tego sportu. Fakt jest taki, że w połączeniu z odpowiednią dietą bieganie pomoże zrzucić nadwagę. Zapobiegnie dzięki temu wielu chorobom, a u części z nich zmniejszy ryzyko. przykładami takiego podejścia może być cukrzyca. Ludzie, którzy są chudzi są mniej narażeni na tą chorobę.

Bieganie jest dobra formą sprawdzenia swojej silnej woli. Dzięki temu czasem tworzą się ciekawe rywalizacje między znajomymi, co prowadzi do dość ciekawej zabawy. Dzięki temu tworzy się też sport wyczynowy, ponieważ każdy kolejny start w zawodach, każde kolejne przebiegniecie danego dystansu, każdy lepszy czas, czy wynik jest także próbą charakteru.

Szukając towarzystwa także warto założyć buty do biegania i ruszyć się z domu. Jest to popularny sport uprawiany przez amatorów. Na ulicach można spotkać pełno ludzi. Jest to nawet kolejna możliwość nawiązywania głębszych więzi międzyludzkich. Warto zaznaczyć, że ludzie którzy ćwiczą, często są dość atrakcyjni. Poza tym większość biegaczy na prawdę bardzo fajnie sie do siebie odnosi. Czemu więc nie korzystać z przywileju znalezienia się w ciekawym gronie ludzi biegających.

Ważną kwestią i motywacją jest także samopoczucie. Podczas długiego intensywnego wysiłku wydzielają się endorfiny. Dzięki temu biegacz czuje się szczęśliwy, a bieganie po niedługim czasie sprawia mu tylko przyjemność.Warto więc pójść w tą stronę lecząc swoje melancholie, a nawet depresje.

Jest wiele powodów pobocznych, aby biegać. Nie ma co jednak nad nimi się rozwlekać. Wynikają one z tego, co tu napisałem. Czy nie jest to dobra motywacja?

[PR]

środa, 22 czerwca 2016

Coś się kończy i coś się zaczyna, czyli kontynuacja

Są czegoś początki i końce. Koniec czegoś akurat tutaj będzie piczatkiem, a raczej kontynuacją czegoś ciekawego, ale z pewnymi dodatkami. Tak oto postanowiłem przestać bloogowac, a zacząć blokować, czyli przenieść swojego bloga na bardziej znaną platformę blogerska, czyli blogspot.

O czym pisałem i o czym będę pisał? Będzie o sporcie i rekreacji. Będą też czasem niewielkie wstawki, jak choćby zbliżające się Światowe Dni Młodzieży. Jednak głównym tematem będzie uprawianie sportu u amatorów, moje przeżycia sportowe i rekomendowane przeze mnie miejsca. Wszystko o czym będę pisał, będą rzeczami do których się stosuję.

Jak już pisałem, będzie to kontynuacja. Będę kontynuował mojego poprzedniego bloga. Nie będę jednak jego treści przenosił tutaj. Dlatego jeśli chcesz drogi czytelniku zobaczyć o czym pisałem, to zapraszam na pogodzinach-pracy.bloog.pl

Życzę miłego czytania
[PR]