środa, 25 kwietnia 2018

Wodospad Wilczki i zapora wodna w Międzygórzu

Kolejna środa i dzisiaj nie opuszczamy jeszcze Międzygórza. Po ostatnim wypadzie w góry nocowałem w pałacu Marianny Orańskiej. Jakiś czas temu wspomniałem też, że Międzygórze to taki upadły kurort.

I co? To trzeba napisać, Międzygórze niczym feniks powstaje z popiołów. Cała miejscowość się powoli remontuje, a agroturystyki powstają tu jak grzyby po deszczu. Na pewno jest to zasługa rosnącego popytu na turystykę, także tą górską.

Pierwsze kroki skierowaliśmy grupą nad wodospad Wilczki. Do wodospadu dotarliśmy świeżo wyremontowanym deptakiem. Przy samym wodospadzie ułożenie dróg i tarasów pozostało niezmienne, ale widać grom pracy włożony w to miejsce. Stare barierki zostały wymienione na nowe, bardziej schludne, bezpieczniejsze.


Na tarasach w barierki powstawiano grube szyby, które pozwalają obaczyć wodospad dzieciom. Poza tym całe schody zostały wybrukowane, wyrównane, tak, że i jest bezpieczniej i bardziej schludnie.

Oczywiście podziwialiśmy ten wodospad przez chwilę, zarówno z mostu, jak i z jednego z tarasów. Sama ta atrakcja jest na prawdę urokliwa, warta zobaczenia. Wodospad wychodzi z głębokiego wąwozu i wpada w jeszcze głębszy. Cała forma dookoła jest wprost niesamowita.

znalezione po drodze zawilce

Od wodospadu ulicą poszliśmy w do zapory wodnej. Nie jest ona imponującą budowlą, a jej zadaniem jest zabezpieczenie przed powodzią wszystkich miejscowości poniżej niej. Co ciekawe, nie ma typowego zbiornika retencyjnego, a spokojnie płynie tutaj sobie rzeka na dnie zbiornika. 


Od zbiornika część z nas postanowiła wracać dołem. Droga prowadziła przez wąwóz w kierunku wodospadu. Jest wymagająca uwagi, niewiele osób decyduje się na nią. Ścieżka jest wąska, czasem ledwo widoczna. Są tu jednak niesamowite formy skalne, które warto obejrzeć.



Wąwozem dotarliśmy do schodów prowadzących na jeden z tarasów. Na dole pozostały jeszcze stare barierki. W pewnym momencie widać gdzie skończyli prace. Schody się kończą przy restauracji, obok wodospadu, gdzie poczekaliśmy na resztę grupy.
miejsce, gdzie stare przechodzi w nowe

Miałem jeszcze krótki epizod z Ogrodem Bajek, jednak sam ogród i dojście do  niego opisałem już w listopadzie i możecie przeczytać o tej atrakcji tutaj.

Jeszcze take małe porównanie
tak było w listopadzie zeszłego roku

tak jest teraz
zejście na wodospad Wilczki

Spodobało Ci się? Znasz to miejsce? Napisz co o tym myślisz. Zapraszam też na moją stronę na facebooku, do której link znajdziesz tutaj. Aby dostawać powiadomienia o nowych postach, zachęcam abyś zapisał się na subskrypcję. A już za tydzień kolejny post na który serdecznie zapraszam.

środa, 18 kwietnia 2018

W drodze na Mały Śnieżnik

Czasem bywa tak, że warunki nie pozwalają dojść tam gdzie się chce. Tak było tym razem, ale to nie dlatego, że nie byłem a nie przygotowany, ale dlatego, że w grupie w której szedłem były dzieci, moje bratanki.

Drogę Do schroniska pod Śnieżnikiem już raz opisałem i możecie poczytać o tym tutaj. Gdy tym razem doszedłem pod śnieżnik, zaskoczył mnie widok ludzi pod schroniskiem. Byli to narciarze zjazdowi. Część z nich to prawdopodobnie grupa rekonstrukcyjna, bo mieli bardzo stare narty (jeszcze drewniane z zapięciem do buta na sprężynę) w dość oryginalnych strojach jak np. zając. Dziwne? Jeszcze dziwniejsze było to, że dookoła było bardzo mało śniegu, a polana dookoła schroniska wyglądała wiosennie i kwitnąco.

Ze schroniska kierowaliśmy się w stronę Małego Śnieżnika. Niecały kilometr od schroniska pojawiły się duże czapy śnieżne. Były coraz większe, coraz głębsze. Pod nimi było dość sporo wody. Widać, że przyszły roztopy.

Po kolejnych dwóch kilometrach grupa rozdzieliła się. Mniejsza część grupy wróciła, jak byłem w w tej grupie. W tej grupie też były dzieci.

Do Małego Śnieżnika dotarły dwie osoby. Z ich relacji wiem, że tam śniegu było jeszcze więcej.

Jak to jednak się stało, że grupa się rozdzieliła. Wśród dzieci były także moje bratanki. Jeden szedł ze mną z tyłu. Po drodze mijaliśmy grupę turystów, którzy ostrzegli nas, co się dzieje na Małym Śnieżniku. Część grupy poszła dalej szlakiem, a kolejna część, waz z dziećmi wróciła do schroniska i dalej czerwonym szlakiem do Międzygórza.

Na miejscu kazało się, że reszta grupy dotarła 15 minut przed nami. Warto zaznaczyć, że nie była to wycieczka zorganizowana, ale spotkanie  wyjście w góry znajomych. Wypad w góry można zaliczyć do udanych i na pewno jako fajną przygodę. Zostało tylko podziękować tym, co byli ze mną.

Jestem ciekaw twojej opinii. zapraszam do komentowania pod postem. Jeśli chcesz być na bieżąco, to subskrybuj bloga, oraz odwiedź moją stronę na facebooku. link do strony znajdziesz tutaj. A już za tydzień kolejny wpis, na który serdecznie zapraszam.

poniedziałek, 16 kwietnia 2018

A może by tak... to co jest najbardziej oczywiste?


Powoli, spoza granic snu, docierały do jej świadomości takty ulubionej piosenki. Budzik znów wygrał tę nierówną walkę. Otworzyła oczy, patrząc w sufit rozświetlony pierwszymi promieniami wiosennego słońca. Poniedziałkowy poranek – jeden z trudniejszych momentów życia dla tych, którzy zamknęli za sobą rozdział "szkoła i studia" i rozpoczęli drugi - "praca i obowiązki". Mimo, nieuznanej jeszcze przez świat fizyków, siły przyciągania o mocy odwrotnie proporcjonalnej do chęci wynurzenia się spod kołdry, wstała. "Co przyniesiesz mi dzisiejszy dniu?" - myślała patrząc przez okno. W tle słychać było wesołe trele skowronków. Te dźwięki zawsze poruszały pewną strunę jej serca – strunę w tonie "nadzieja". Uśmiechnęła się trochę do siebie – trochę do tych wesołych stworzonek i zaczęła nowy tydzień swojego życia.

Oczywistość nieoczywistego 

Pisząc ostatniego posta zastanawiałam się dokąd zaprowadzi mnie przygoda Pasjo-poszukiwaczki. Co będzie kiedy opisując jedną z pasji dojdę do wniosku, że to właśnie to czego szukałam? Obawiam się, że dopuszczając do świadomości tę myśl – dokładnie to zrobiłam. Dokonałam wyboru:) Oczywiście okazało się, że był on najbardziej oczywisty :)

Kiedy byłam w gimnazjum, nauczycielka polskiego poleciła nam w ramach zadania domowego napisać historię na dość intrygujący temat jak na wiek gimnazjalny – list do przyjaciółki/przyjaciela, w którym opisywaliśmy pierwszą historię uniesień miłosnych :) Na potrzeby posta udało mi się go odnaleźć. Stylistyka – nie zaczyna się zdań od "i", racjonalność – spotykasz obcego chłopaka w zimowy wieczór w parku i zaczynasz sobie z nim rozmawiać – yhym, z pewnością (normalni ludzie takich sytuacji zdecydowanie unikają, nie?). Na swoją obronę mam to, że skupiałam się zdecydowanie na sferze emocjonalnej. Taki był początek mojej przygody z pisaniem :) Jak zmieniło to moje życie? Diametralnie :)

Pisać czy nie pisać - oto jest pytanie 

W mojej głowie rodzi się teraz pytanie: czy ta pasja ma więcej plusów czy minusów? Opisywanie historii jest trochę jak robienie zdjęć lub kręcenie sceny filmowej – Ty dobierasz tło, bohaterów, ujmujesz ich w najdogodniejszym momencie, stosując filtr, w którym wszystko zawsze dobrze wygląda :) Jednym słowem – tworzysz swój świat. Może być idealny, piękny, poetycko smutny lub melancholijny, ale zawsze będzie miał w sobie tę skazę nierealności. Znów zamiast obrać którąś ze stron to brnę dalej w tę przysłowiową przestrzeń między młot a kowadło ;). Może wiec skrócę – plusem jest to, że w pisaniu dajesz przestrzeń swojej wyobraźni, która może Cię zaprowadzić w dość ciekawe strony. Drugim plusem dla mnie jest to, że ta moja pasja zaoowcowała wieloletnią przyjaźnią – pisanie łączy ludzi. Trzecim jest to, że w napisanych słowach łatwo można ukryć balsam dla duszy – innych, ale i swojej. Co do minusów – jest chyba tylko jeden – budując historię możesz się zagubić we własnym świecie – tracąc to piękno, które wydarza się w nawet w ten szary poniedziałek....

Co Wy na to? 

Co Wy myślicie o tej formie pasji?  Nie kusi Was czasem, żeby ubrać w słowa historie, które podpowiada Wasza wyobraźnia i podzielić się nimi ze światem? :)

Pozdrawiam Was serdecznie,
Wasza Pasjo-poszukiwaczka

środa, 11 kwietnia 2018

Jak się przygotować na wyprawę rowerową po Polsce

Temat który teraz opiszę dotyczy przygotowań na wyprawę rowerową na szlak Greenvelo, gdzie wybieram się w tym roku. Warto jednak zaznaczyć, że ten post może przydać się każdemu, kto będzie chciał zacząć swoją przygodę z rowerowym podróżowaniem, szczególnie po Polsce.

Pierwszą najważniejszą rzeczą którą trzeba kupić jest rower. Nie ma sensu kupować czegoś z najwyższej półki, bo o ile nie kupisz roweru z dodatkowym napędem mechanicznym, lub elektrycznym, to on sam za Ciebie nie pojedzie. Warto zwrócić uwagę na to by rower był lekki i nadawał się do większego obciążenia. Kup goły rower z podstawowym wyposażeniem, w ten sposób łatwiej będzie Ci znaleźć rower w odpowiednim budżecie.

Jeśli ze swojej strony mam polecić coś konkretnego, to zdecydowanie będzie to Kross Evado 1. Jest to rower trekkingowy najniższej generacji rodziny Kross Evado, jednak doskonale sprawdzający się w trasie. Rower jako przedni amortyzator posiada raczej uginacz,a z kolei tylni jest umieszczony w sznycy siodełka. Koła ma typowe dla rowerów trekkingowych, 28 cali o szerokości opony 40 mm. Hamulce to zwykłe v-breaki. Przełożenia ma 3x7. Dlaczego uważam, że pomimo braku mocnego rozszerzenia o różne wyposażenie uważam, że rower jest doskonały do typowych podróży po Polsce z pominięciem gór? Jest to wersja dość niskobudżetowa (mój kosztował około 1300 zł), a poza tym dzięki temu ma dużo niższą wagę, co znacznie ułatwia drogę. Mimo wyraźnego napisania, że rower jest przeznaczony na obciążenia do 105 kg, rower zdecydowanie daje radę przy większych obciążeniach, jeśli nie używasz go do jeżdżenia po górach.

Skoro już mamy rower, to kolejnym etapem jest jeżdżenie na nim. Jest to bardzo ważny element przygotowania z dwóch powodów. Nie warto jechać świeżym niedotartym rowerem w trasę. Po około 100 km warto rower oddać do autoryzowanego serwisu by ten rower wyregulowali po dotarciu. Nie tylko nie stracisz w ten sposób gwarancji, ale jeszcze co ważniejsze unikniesz szybkiego zniszczenia roweru.

Drugi powód, to przygotowanie kondycyjno- fizjologiczne. Jeśli jakiś czas nie jeździłeś na rowerze, to pierwsze 300 km nie będzie przyjemne. Wiążę to się z dostosowaniem miednicy do siodełka, a to bardzo boli. Poza tym trzeba przygotować kondycję, bo całą drogę przebędziesz o własnych siłach i nie będą to krótkie odcinki.

Z czasem rower trzeba doposażyć. O światłach nie ma co się rozpisywać więcej niż to, że przednie powinno być na tyle mocne, by rzucało się w oczy i dobrze oświetlało drogę, a tylne starczy, że będzie z daleka widoczne. Dobrym patentem jest kupno tylnej lampki mocowanej na rozciągliwej gumce i zamocowanie tej lampki do kasku.

Ważnym elementem jest bagażnik. Nie ma co patrzeć na te najtańsze, bo one nie dadzą rady. Bagażnik musi być zrobiony z dość grubych prętów na mocnych sznycach.

Co do sakw do tej pory miałem kupowane budżetowo na znanym polskim portalu aukcyjnych za 70 zł. Mają one jednak swoje wady. Nie są wodoodporne (trzeba kupić dodatkowe pokrowce), uciążliwe mocowanie za paski, czy trochę nieciekawe rozłożenie miejsca w tych sakwach. W tym roku chcę wypróbować wodoodporne sakwy jednej z Polskich firm, które nie jeden cyklista mi polecił.

Co do noclegów pod namiotem, nie trzeba ich rezerwować z wyprzedzeniem. Namiot tez nie musi być drogi. Ostatnio za swój dałem 50 zł i po drobnych modyfikacjach sprawił się dość dobrze i wytrzymał dwie burze.

Ubrać się można w jednej z tanich popularnych sieciówek. Ja z tych ubrań korzystam i jestem zadowolony. Odradzam jednak spodenki rowerowe na szelkach. W przypadku konieczności załatwienia swoich potrzeb fizjologicznych taki ubiór zmusza do rozebrania się niemal do naga.

Warto zaopatrzyć się w mapy papierowe, dodatkowe drobne sakwy, powerbanki niewielką apteczkę. Zdecydowanie pomagają one w codziennych sytuacjach i ratują przed odcięciem do często potrzebnych informacji. Nie wszędzie da się naładować telefon, a mapy papierowej nic nie zastąpi.

Post piszę przede wszystkim w oparciu o swoje doświadczenia. Nie oznacza to, że jest to jedyna słuszna droga. To co tutaj napisałem oparłem o swoje dwie wyprawy.

Napisz mi w komentarzu co o tym myślisz. Może ten wpis do czegoś Ci się przyda. Zapraszam ez na moją stronę na facebooku, do której link znajdziesz tutaj. Już za tydzień kolejny wpis. Zapisz się na subskrypcję, abym mógł Ci o tym przypomnieć.

Wpis zawiera lokowanie produktu z pełną zgodą marki Kross. Nie jest to wynikiem współpracy z marką, ale poleceniem czegoś dobrego i sprawdzonego.


środa, 4 kwietnia 2018

Moje przesłanie bloga

Może zastanawiacie się jakie przesłanie biegnie z bloga? Odniosłem takie ważenie po komentarzu jednego z czytelników, który mój czas skomentował, że można to zrobić szybkim marszem.Jak to jest, że mimo swojej pasji chodzę po najbliższych niekoniecznie wysokich górach, nie walczę o wysokie miejsca, rowerem jeżdżę po Polsce?

Wcale nie chodzi mi tutaj o przekraczanie granic. Jest to przesłanie do każdego: Nie siedź na kanapie, tylko zrób coś ze sobą. Znajdź swoją pasję, w której nawet nie musisz być w tym mistrzem świata. To jest tak na prawdę coś, co nie daje nam zwariować w codzienności.

Pewnie niektórzy z was zauważyli, że tego bloga nie piszę sam. Ze mną pisze też pasjoposzukiwaczka, Paulina, która daje różne propozycje tego, czym można się zająć. Ja opisuję tutaj to, czym się zajmuję z propozycją miejsc, imprez sportowych, czy szlaków rowerowych, czy pieszych turystycznych. Są to rzeczy przyziemne, dostępne dla prawie każdego.

Nie każdy pasjonat jest mistrzem  swojej pasji. Chyba najlepszym przykładem jest Michael Thomas Edwards znany jako Eddie Edwards. Był to pierwszy anglik reprezentujący swój kraj na zimowych igrzyskach olimpijskich w skokach narciarskich. Poza ustanawianiem rekordów swojego kraju, nie miał żadnych sukcesów. Sam finansował swoje starty, nie rozstawał się ze swoimi okularami korekcyjnymi nawet podczas skoków. Swoja karierę zakończył w 1997 roku.

Czasem takie niezrozumienie może powodować hejt. Mam swój sposób odpowiadania na hejt pod adresem mojego bloga, który skutecznie kończy złośliwe komentarze.

Przechodząc do sedna, zamiast siedzieć na kanapie, znajdź coś dla siebie, coś co jest w twoim zasięgu. Dzięki temu twoje życie będzie bardziej kolorowe.

Oczywiście jak zawsze zapraszam do zapisania się na subskrypcję, oraz do grona obserwatorów. Wszystkie aktualności znajdziesz na mojej stronie na facebooku, do którego link daję tutaj. A już za tydzień kolejny wpis, na który już dzisiaj zapraszam.