W minioną niedzielę 30 Września odbył się oficjalny bieg treningowy Furia Świdnicka. Był to bieg z przeszkodami, bardzo trudnymi. Cała impreza odbywała się nad Zalewem Witoszówka.
Ja miałem wyznaczoną godzinę 12:30 na swój start. Zebrała się niewielka grupka ludzi startujących ze mną. Po krótkiej siłowej rozgrzewce doszło do szybkiego startu.
Pierwsza część prowadziła przez Zalew. Trzeba było przejść pod pomostami i spod drugiego wejść na pomost pływający. Zimną wodę czuć było po nogach. Następnie trasa prowadziła do muru, przez który także trzeba było przejść.
Za murem natrafilosmy na wielką niespodziankę, którą było bagno w rzece, czasami w dziurach sięgające pasa. Myślę, że niejedna osoba straciła tam buty, a ja sam się dość mocno w tym błocie klinowałem.
Po tych ciężkich kilkudziesięciu metrach głębokie i grząskie błoto się skończyło. Tym razem woda sięgała do kostek. Po drodze była rozłożona rura, przez którą trzeba było się przeczołgać. Dalej pod mostem i na łąkę.
Tam już czekała kolejna przeszkoda. Trzeba było przenieść wiadra z piaskiem. To taki typowy "spacer farmer", zresztą nie ostatni dzisiaj. Po wiadrach trasa prowadziła przez stronę brzegi Witoszówki.
Pod mostem drogi na Wałbrzych trzeba było wrócić do rzeki, a następnie wejść do wody mniej więcej po pas. Znajdował się tam wodospad, taki na wysokość około dwóch metrów nad wodą. Do tego wyłożony granitem. Tutaj bez pomocy nie dało rady wejść do góry.
Za wodospadem zaczęła się zabawa w kanalarza. Były do przejścia trzy kanały. Pierwszy przeszedłem w kucki, drugi na czwórka, a przez trzeci trzeba już było się czołgać.
Po kanałach była chwila odpoczynku od przeszkód i dla rozrywki bieg góra - dół, od Osiedla Słowiańskiego do Witoszówki. Między drzewami, przez krzaki, byle nie było nudno. Po kilku takich pobiegach i zabiegach przyszedł czas na "spacer z psem"
Przeszkoda polega na ciągnięciu za sobą jakiegoś przedmiotu na sznurku. Tutaj była to dość sporych rozmiarów opona. Żeby było trudniej, pierwszą częścią spaceru była skarpa. "pies" wielkie bydle nie dawał się grzecznie prowadzić.
Zaraz za spacerem z psem kolejna przeszkoda i to kolejny spacer farmera. Tym razem z kanistrami wody. Tutaj organizatorzy nie żałowali i dołożyli spory dystans, także Góra - dół. Tutaj to ja pomagałem ludziom z grupy.
Za kanistrami znów chwilą oddechu i spacer drwala. Trzeba było wziąć duży pienie i także z nim iść pod górę i w dół. Jako, że pieniek był nieporęczny, to i źle się z nim szło. To już była ostatnia przeszkoda w Parku Harcerskim.
Z Parku Harcerskiego trasa prowadziła przez most i za Alexem w kierunku Bosmanatu. Na łące nad Zalewem była zlokalizowana meta, ale zanim do niej dobiegłem, miałem przed sobą jeszcze jedną trzecią przeszkód. Na pierwszy ogień był dół z wodą.
Ta przeszkoda była w ostatnich turach niemożliwa do pokonania bez pomocy. Nad dołem była usypana górka z wkopaną w nią rurą. Trzeba było wydostać się z dziury i przeczołgać się przez rurę. Cały problem tej przeszkody polegał na tym, że było tam pełno błota, które skutecznie uniemożliwiło wydostanie się samodzielnie. Organizatorzy postawili tam dwóch strażaków, którzy wyciągali ludzi z dziury.
Rura była delikatnie pod górę. Póki nie wszedłem cały do środka, miałem wrażenie, że zaraz z niej wypadnę. Aby wejść musiałem umiejętnie podbijać się ciałem. Na szczęście nie znalazłem się z powrotem w tej dziurze.
Kolejna na drodze była "porodówka". Jest to stalowa kratownica z założonymi w środku oponami. Trzeba przez te opony się przeczołgać. Warto dodać, że było to podlewanie wodą. Pod przeszkodą tworzyło się błoto, co było dodatkową atrakcją, bo w tym błocie trzeba było się czołgać.
Następnie był ostatni, trzeci spacer farmera. Tym razem do przeniesienia były szeciokątne bloczki betonowe (kiedyś takie układano na niektórych drogach). Po drodze był niski płotek, przez który trzeba było to przerzucić i przeskoczyć.
Dalej była konstrukcja drewniana z drabinkami. Jak na typowe przejście w zwisie była za niska, normalnie pewnie zamysł twórcy tej przeszkody był taki, by przechodzić ją w zwisie na czwórka, ale wobec ubłoconych, ruchomych drabinek nie było to bezpieczne. Dlatego też organizatorzy na to nie pozwalało.
Kolejnej przeszkody już nie pokonałem za co dostałem karne berpisy. Była to wspinaczka po linie zawieszonej na łyżce koparki. Lina była śliska i wobec słabej mojej techniki tego typu wspinaczek nie miałem na to szans.
Przede mną została ostatnia przeszkoda, przy której postanowiłem się trochę rozerwać. Był to mur footballistów amerykańskich. Mieli ze sobą dodatkowe osłony. Chciałem jednego obalić wchodząc nisko w nogi, ale wobec osłony zszedłem za nisko i bez problemu to wybronił.
Za footballistami była meta. Ten bieg sprzyjał solidarności międzyludzkiej. Niektóre przeszkody były na tyle trudne, że na większości ludzi niemożliwe do pokonania w pojedynkę. Dzień wcześniej organizator obiecał, że "będzie tęgi w....l" i słowa dotrzymał.
Dziękuję też mojej grupie z godziny 12:30 za świetną współpracę. Bez was byłoby o wiele trudniej. Wielkie podziękowania kieruję w stronę Pauliny Soroty za robienie zdjęć. Dzięki temu mogę je zamieścić tutaj i nie tylko tutaj.
W dalszym ciągu trwa przerwa od publikacji na blogu. Będą pojawiały się tylko posty o niektórych wydarzeniach, jak np. Zawody. Zapraszam do poprzednich wpisów, oraz na Instagrama, Facebooka i YouTube'a. Linki zamieszczam poniżej.
YouTube
Instagram
Facebook