W minioną sobotę brałem udział w V Turnieju Piłki Siatkowej Wspólnot Młodzieżowych organizowanym przez Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Turniej odbywał się w Słupcu, a ja reprezentowałem parafię pw. Andrzeja Boboli w Świdnicy. W turnieju grało 6 drużyn podzielonych na dwie grupy.
Cały turniej zaczął się mszą w kościele parafialnym w Nowej Rudzie- Słupiec
Nam do grupy przypadły zespoły z Dziećmorowic i Nowej Rudy. Pierwszy mecz z Dziećmorowicami przegraliśmy 2:0 zdecydowanie ulegając przeciwnikom. Był to jednocześnie nasz pierwszy mecz w takim składzie.
W drugim meczu wygraliśmy 2:1 z zespołem gospodarzy. Pierwszy set był przegrany, jednak w drugim nastąpiło przebudzenie, a trzecim wygraliśmy już zdecydowanie poprawiając także odbiór. Wygrana w tym meczy dała nam drugie miejsce i awans do półfinału.
W półfinale nastały już zasady liczenia setów znane powszechnie, czyli do trzech wygranych setów. Spotkaliśmy się tutaj z drużyną z Kamieńca Ząbkowickiego. Mecz znów przegraliśmy zdecydowanie i zostało nam tylko czekać na wynik drugiego półfinału między Głuszycą a Dziećmorowicami.
W małym finale o trzecie miejsce spotkaliśmy się z zespołem z Głuszycy. W mecz weszliśmy niemrawo i przyszło nam gonić wynik w pierwszym secie. tego seta udało się wygrać, a w następnych byliśmy już drużyną zdecydowanie przeważającą nad rywalami.
Po wygranym meczu w trakcie finału udaliśmy się na obiad, na który organizatorzy zaserwowali pierogi ruskie. Potem poszliśmy zobaczyć końcówkę finału, który wygrał zespół z Dziećmorowic. Po uzupełnieniu przez organizatorów dyplomów przyszedł czas na dekorację. Jako drużyna z racji zajętego trzeciego miejsca otrzymaliśmy puchar i dyplomy.
Krótkie relacje z turnieju znalazły się na facebookowym profilu parafii pw. Andrzeja Boboli w Świdnicy, oraz na Gościu Świdnickim.
Jeśli podoba Ci się to co tutaj piszę, to zapraszam do subskrypcji, oraz do polubienia profilu na facebooku. Link znajdziesz tutaj. Już za tydzień kolejny wpis do lektury którego zapraszam
środa, 25 października 2017
środa, 18 października 2017
Wyprawa rowerowa na Jurę Krakowsko-Częstochowską cz.3 Poraj i Jastrząb
Przygoda z poprzedniego dnia z dziurawą dętką miała swoje konsekwencje także dnia następnego. Pierwotny plan był taki, by spać w Podlesicy dwie noce, ale zostałem skazany na Poraj.
Jednak może najpierw w skrócie dwa wcześniejsze dni. Wyjechałem w sobotę z Wrocławia i dojechałem 1:30 do na pole namiotowe Oleńka pod Jasną Górą. Tam rozbiłem namiot i przenocowałem. Następnego dnia ruszyłem w dalszą drogę, planowo jadąc do Podlesicy, ale skończyłem w Poraju z przebitą dętką nie mając żadnej na zapas. uszkodzenie okazało się na tyle poważne, że łatki nie dały rady i tak skończyłem dzień na Campingu klubu żeglarskiego Enif.
Następnego dnia wstałem z zamiarem rozliczenia się z klubem za dwie noce. Przy okazji rozejrzałem się po ośrodku. Moją uwagę przykuła taka prognoza pogody:
Miałem choć trochę nadziei, że uda mi się dzisiaj zrobić objazd i chociaż zobaczyć ruiny zamku w Olsztynie. Niestety jedyny sklep rowerowy w okolicy tego dnia wyjątkowo czynny był od godziny 15. Było to jednoznaczne z tym, że trzeba było rozejrzeć się, czy jest coś w okolicy ciekawego.
Poraj i Jastrząb są niemal w siebie wrośnięte. Mimo tego, że rekreacyjnie to miejsce ma potencjał ze względu na duże jezioro i atrakcje Jury, to mimo tego jest to dziura. Władze w żaden sposób nie próbują uatrakcyjnić tego miejsca, przez co miasto wygląda raczej na biedniejsze i nie ma wymarłe.
Może ktoś ma inne pojęcie tego miejsca, to zapraszam do komentowania.
Po 15 zjawiłem się z powrotem w sklepie rowerowym i kupiłem dętki na zapas. wróciłem do ośrodka i wziąłem się za naprawę koła. w tym czasie gospodarze dali dzieciom rozrywkę w postaci żeglowania po jeziorze.
Nie pojechałem już nigdzie dalej tego dnia. wiedziałem, ze zbliża się burza. Ponieważ mój namiot był kupiony za 50 zł na allegro, musiałem odpowiednio go zabezpieczyć przed wiatrem i ewentualnym zalaniem. Posłużyły mi do tego: sznurek, który kupiłem, zapasowe szpilki i płaszcz przeciwdeszczowy. płaszczem zabezpieczyłem miejsce, w którym woda mogła się dostać do środka, a sznurkami podwiązałem konstrukcję namiotu zwiększając jego sztywność.
Burza trwała około pół godziny. Bardzo mocno padało, zerwał się też mocny wiatr. Zabezpieczenia okazały się jednak skuteczne i namiot przetrwał burzę bez żadnych problemów.
Takie przeciwności losu napotyka się w trakcie podróży. Nie warto się tym zrażać, bo zawsze można zobaczyć coś innego. Jeśli podoba Ci się to co tu piszę, to zapraszam od subskrybowania bloga, oraz do polubienia fun page'u na facebooku. Link do niego znajdziesz tutaj
Jednak może najpierw w skrócie dwa wcześniejsze dni. Wyjechałem w sobotę z Wrocławia i dojechałem 1:30 do na pole namiotowe Oleńka pod Jasną Górą. Tam rozbiłem namiot i przenocowałem. Następnego dnia ruszyłem w dalszą drogę, planowo jadąc do Podlesicy, ale skończyłem w Poraju z przebitą dętką nie mając żadnej na zapas. uszkodzenie okazało się na tyle poważne, że łatki nie dały rady i tak skończyłem dzień na Campingu klubu żeglarskiego Enif.
Następnego dnia wstałem z zamiarem rozliczenia się z klubem za dwie noce. Przy okazji rozejrzałem się po ośrodku. Moją uwagę przykuła taka prognoza pogody:
Miałem choć trochę nadziei, że uda mi się dzisiaj zrobić objazd i chociaż zobaczyć ruiny zamku w Olsztynie. Niestety jedyny sklep rowerowy w okolicy tego dnia wyjątkowo czynny był od godziny 15. Było to jednoznaczne z tym, że trzeba było rozejrzeć się, czy jest coś w okolicy ciekawego.
Poraj i Jastrząb są niemal w siebie wrośnięte. Mimo tego, że rekreacyjnie to miejsce ma potencjał ze względu na duże jezioro i atrakcje Jury, to mimo tego jest to dziura. Władze w żaden sposób nie próbują uatrakcyjnić tego miejsca, przez co miasto wygląda raczej na biedniejsze i nie ma wymarłe.
Może ktoś ma inne pojęcie tego miejsca, to zapraszam do komentowania.
Po 15 zjawiłem się z powrotem w sklepie rowerowym i kupiłem dętki na zapas. wróciłem do ośrodka i wziąłem się za naprawę koła. w tym czasie gospodarze dali dzieciom rozrywkę w postaci żeglowania po jeziorze.
Nie pojechałem już nigdzie dalej tego dnia. wiedziałem, ze zbliża się burza. Ponieważ mój namiot był kupiony za 50 zł na allegro, musiałem odpowiednio go zabezpieczyć przed wiatrem i ewentualnym zalaniem. Posłużyły mi do tego: sznurek, który kupiłem, zapasowe szpilki i płaszcz przeciwdeszczowy. płaszczem zabezpieczyłem miejsce, w którym woda mogła się dostać do środka, a sznurkami podwiązałem konstrukcję namiotu zwiększając jego sztywność.
Burza trwała około pół godziny. Bardzo mocno padało, zerwał się też mocny wiatr. Zabezpieczenia okazały się jednak skuteczne i namiot przetrwał burzę bez żadnych problemów.
Takie przeciwności losu napotyka się w trakcie podróży. Nie warto się tym zrażać, bo zawsze można zobaczyć coś innego. Jeśli podoba Ci się to co tu piszę, to zapraszam od subskrybowania bloga, oraz do polubienia fun page'u na facebooku. Link do niego znajdziesz tutaj
środa, 11 października 2017
Świdnica cz. 1
Nie byłbym sobą, gdybym nie opisał swojego miasta w którym się urodziłem, wychowałem i spędziłem kawał swojego życia. Chociaż już tam nie mieszkam, to jednak często tam wracam i zazwyczaj jest moim przystankiem po drodze w Sudety. Dlatego dzisiaj będzie o Świdnicy. Doszedłem jednak do wniosku, że napiszę to w kilku częściach, ponieważ pisząc o wszystkim na raz zanudziłbym niejednego czytelnika. Na początek będą trzy atrakcje, w tym jedna z wioski pod Świdnicą.
Wieża ratuszowa
Poprzednia wieża ratuszowa zawaliła się w 1967 roku. Została odbudowana dopiero w 2012 roku i dzisiaj służy głównie celom turystycznym. Dwiema windami (najpierw jedną, potem drugą) można wjechać na pierwszy taras widokowy. Tutaj przez przeszklone zegary można podziwiać panoramę miasta. Jest jeszcze drugi taras, na który wchodzi się po schodach z pierwszego. Jest on na świeżym powietrzu i można zobaczyć tu całą panoramę miasta i pobliskich gór.
Następnie schodząc schodami mija się sale z wystawami. Jest tu jedna stała ekspozycja Nadleśnictwa Świdnica. Pozostałe wystawy z tego co się orientuję są czasowe. Zdecydowanie polecam.
widok na Ślężę z wieży ratuszowej
Poprzednia wieża ratuszowa zawaliła się w 1967 roku. Została odbudowana dopiero w 2012 roku i dzisiaj służy głównie celom turystycznym. Dwiema windami (najpierw jedną, potem drugą) można wjechać na pierwszy taras widokowy. Tutaj przez przeszklone zegary można podziwiać panoramę miasta. Jest jeszcze drugi taras, na który wchodzi się po schodach z pierwszego. Jest on na świeżym powietrzu i można zobaczyć tu całą panoramę miasta i pobliskich gór.
Następnie schodząc schodami mija się sale z wystawami. Jest tu jedna stała ekspozycja Nadleśnictwa Świdnica. Pozostałe wystawy z tego co się orientuję są czasowe. Zdecydowanie polecam.
widok na Wielką Sowę i wieżę ciśnień
widok przez przeszklony zegar
na zamkniętym tarasie widokowym
panorama miasta
Katedra Świdnicka pw. św Stanisława i św Wacława
Jej budowę zainicjował Bolko II Świdnicki. Pierwotnie budowana w stylu gotyckim, jednak po wielu historycznych wydarzeniach zyskała barokowy wystrój wnętrza. Posiada mierzącą 103 metry wieżę, która nie jest udostępniona do zwiedzania.
Katedra Świdnicka
główny ołtarz
Można o niej dużo napisać, jednak pozwolę sobie oszczędzić tego opisu nie powielając tego, co można o niej przeczytać w internecie i w przewodnikach turystycznych.
Muzeum Broni i Militariów w Witoszowie Dolnym
Jest to największe prywatne muzeum broni w Polsce. Założył je i zebrał eksponaty p. Stanisław Gabryś. Jest on pasjonatem broni. Można tu zobaczyć uzbrojenie XIX i XX wieku. Odwiedzający je turyści znajdą tutaj elementy uzbrojenia i ekwipunku armii, odznaczenia (w tym krzyż Virtuti Militari), armaty, wozy bojowe i samoloty. W tym roku powstała tam też nowa atrakcja, jazda haubicą po polu. Większość pojazdów jest sprawna, a wszystko zachowane w bardzo dobry stanie.
Muzeum Broni i Militariów
replika samolotu Czerwonego Barona
Haubica
Tym razem pozwoliłem sobie na krótkie opisy nie chcąc powielać tego co jest w internecie. Jest za to nieco więcej zdjęć, które mam nadzieję, zachęcą Cię do odwiedzenia tego miasta. Nie są to wszystkie atrakcje, jest ich dużo więcej. Opiszę kolejne za jakiś czas.
Jeśli spodobało Ci się to co piszę to subskrybuj mój blog, oraz zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku. link do strony znajduje się tutaj. Następny wpis już za tydzień.
środa, 4 października 2017
Wyprawa rowerowa na Jurę Krakowsko-Częstochowską cz.2- Częstochowa- Poraj
odcinek Częstochowa- Poraj
Dzień zapowiadał się dobrze. Słońce nieśmiało przebijało się przez chmury dając znać, że nie będzie żaru z nieba. Na niedzielną mszę wybrałem się do znajdującego się niedaleko klasztoru małego sanktuarium nazywanego "Doliną Miłosierdzia" Ponieważ jest to szczyt sezonu pielgrzymkowego, wiedziałem, ze będą tłumy i nie ma sensu pchać się do klasztoru.
Po mszy zjadłem późne śniadanie, zapakowałem się na rower i po rozliczeniu się z gospodarzami campingu ruszyłem w dalszą drogę. Objechałem klasztor kierując się na wały. Ponieważ tego dnia była pielgrzymka słuchaczy Radia Maryja, były tam wielkie tłumy i trzeba było zejść z roweru, by go bezpiecznie przeprowadzić. Po drodze przypadkiem spotkałem znanego ugandyjskiego haryzmatyka Johna Bashoborę.
Jasna Góra widok z wałów
Z wałów skierowałem się na aleje Najświętszej Maryi Panny, a następnie skręciłem obok dworca kolejowego kierując się główną ulicą na Olsztyn. Po około czterdziestu minutach dojechałem do krzyżówki skręcając dalej na Olsztyn. Niedługo po wyjechaniu z Częstochowy gps poprowadził mnie do lasu.
Po kilku kilometrach w lesie skończyła się jazda rowerem. Uniemożliwił mi nią grząski piasek. zostałem skazany na prowadzenie roweru. Na domiar utrudnień złapałem też kapcia w przednim kole. Przez kolejne 10 kilometrów ciągnąłem za sobą rower z całym bagażem po piasku.
W najbliższej wiosce poszedłem do pierwszego domu poprosić o wiadro z wodą by znaleźć dziurę i w miarę możliwości ją załatać. Niestety trafiłem na nierozgarniętą osobę, która mimo moich tłumaczeń zamiast wiadra poczęstowała mnie butelką mineralnej. Mimo to udało mi się zlokalizować dziurę. Niestety była tak duża, że o dojechaniu do Podlesicy mogłem zapomnieć. Skręciłem w taki razie na Poraj i tam prowadziłem rower.
W Poraju najpierw skierowałem się do Harcerskiego Ośrodka Wodnego. Tam jednak mnie nie przyjęli, więc cofnąłem się do ośrodka sportów wodnych i rozbiłem się na polu namiotowym klubu żeglarskiego Enif. Tam rozbiłem namiot, a potem po rozpakowaniu się poszedłem coś zjeść do tutejszej tawerny.
Mimo niewielkiej ilości przebytych kilometrów ten dzień poprzez wypadki które mnie spotkały był pełen przygód.
Jeśli Ci się spodobało to zapraszam do subskrypcji wciskając przycisk obserwuj w prawym górnym rogu strony, oraz do polubienia fan page na facebooku. link znajdziesz tutaj.
W najbliższej wiosce poszedłem do pierwszego domu poprosić o wiadro z wodą by znaleźć dziurę i w miarę możliwości ją załatać. Niestety trafiłem na nierozgarniętą osobę, która mimo moich tłumaczeń zamiast wiadra poczęstowała mnie butelką mineralnej. Mimo to udało mi się zlokalizować dziurę. Niestety była tak duża, że o dojechaniu do Podlesicy mogłem zapomnieć. Skręciłem w taki razie na Poraj i tam prowadziłem rower.
W Poraju najpierw skierowałem się do Harcerskiego Ośrodka Wodnego. Tam jednak mnie nie przyjęli, więc cofnąłem się do ośrodka sportów wodnych i rozbiłem się na polu namiotowym klubu żeglarskiego Enif. Tam rozbiłem namiot, a potem po rozpakowaniu się poszedłem coś zjeść do tutejszej tawerny.
Mimo niewielkiej ilości przebytych kilometrów ten dzień poprzez wypadki które mnie spotkały był pełen przygód.
Jeśli Ci się spodobało to zapraszam do subskrypcji wciskając przycisk obserwuj w prawym górnym rogu strony, oraz do polubienia fan page na facebooku. link znajdziesz tutaj.
Subskrybuj:
Posty (Atom)