środa, 20 czerwca 2018

Szpiczak, Waligóra, oraz o tym, jak zgubić się w górach

Kiedy jest okazja, to warto zebrać fajnych ludzi i ruszyć w góry. Mi się udało wyciągnąć Paulinę, a Paulina wyciągnęła jeszcze Anię. Dla mnie to była okazja na połażenie po górach. Dla Pauliny była to okazja do zdobycia kolejnego szczytu Korony Sudetów Polskich. 


Czy chodzenie w góry jest nudne? Ten wypad pokazał, że wcale nie. Jednak może zacznę od początku, gdy samochodem dojechaliśmy do Ustronia koło Głuszycy. Tak Stamtąd kierowaliśmy się drogą jak w zeszłym roku na Ruprechticki Szpiczak (link tutaj). 


Pogoda była dość trudna jak na góry, było duszno. Mimo to plany były ambitne i zmierzaliśmy do ich zrealizowania. 


Na Szpiczaku było trochę ludzi, przede wszystkim Czechów. Pod wierzą stał ciągnik z przyczepą z której kierowca sprzedawał napoje i jedzenie. Tym razem pogoda pozwoliła wejść na szczyt wieży i podziwiać okoliczną panoramę. Warto zaznaczyć, że na tarasie widokowym wieży są także opisane panoramy i choć mają niewielkie przesuniecie w stosunku do stanu faktycznego, to i tak można rozpoznać okoliczne pasma i szczyty górskie. 


Po odpoczynku pod wieżą skierowaliśmy się do schroniska Andrzejówka. Zeszliśmy ze Szpiczaka i kierowaliśmy się na przełęcz pod Szpiczakiem. Tuż przed nią mijani turyści zmylili nam drogę i tak do Andrzejówki poszliśmy drogą okrężną czerwonym szlakiem rowerowym. 


Dobrą drogę pokazali nam dopiero pracownicy leśni którzy robili porządki po wycince. W ten sposób droga nas poprowadziła obok zejścia z ruin zamku Rogowiec. Tam spotkaliśmy przypadkowych turystów, którzy nam towarzyszyli aż do Waligóry. 


W ten sposób dotarliśmy do polany powyżej Rybnicy leśnej i po chwili spaceru już byliśmy w Andrzejówce. W Tym urokliwym schronisku był kolejny odpoczynek, a także obiad. Warto wiedzieć, że w kuchni schronisk górskich Andrzejówka przoduje.

Po dłuższym odpoczynku skierowaliśmy się na żółty szlak prowadzący na najwyższy szczyt Gór Kamiennych- Waligórę. To była mozolna choć niezbyt długa wspinaczka. szlak szedł ostro pod górę, ale po około 15 minutach znaleźliśmy się na miejscu. 

Tu doszło do pożegnania naszych towarzyszy, który musieli dotrzeć do Wałbrzycha. My skierowaliśmy się w stronę przełęczy. pod Szpiczakiem. Po drodze minęliśmy kolejne ruiny zamku, ale nie mam pojęcia co to mógł być za zamek. 


Nie obyło się bez przygód. Kierowałem się na Szpiczak, a do tego dotarliśmy do rozdroża z którego czarny szlak zdecydowanie prowadził w tamtą stronę. Niestety szlak nam umknął, a Szpiczak postanowił się schować. Zgubiliśmy drogę i zamiast szybko dotrzeć do Przełęczy pod Szpiczakiem doszliśmy prawie do Sokołowska. 

Nie wracaliśmy już tą samą droga do tego rozdroża, tylko poszliśmy zboczem góry. Droga niedługo się skończyła, ale w oddali widzieliśmy inną, a zza gór z powrotem wyłonił się Szpiczak. Zdecydowaliśmy się zejść na przełaj. Trochę to trwało, było przedzieranie się przez krzaki, ale w skrócie daliśmy radę.

Musieliśmy przyspieszyć kroku. Zbierało się na burzę. Słychać było jak grzmi, kłębiły się chmury. W ciągu pół godziny dotarliśmy do przełęczy, skąd już zostało nam dość do samochodu. Burza krążyła to w kierunku Sokołowska, to znów ciągnąc na Szpiczak. Do samochodu doszliśmy przed deszczem.
 Podsumowując nasz wypad, warto było zarówno dwa razy się zgubić w górach, jak i w ten fantastyczny sposób spędzić dzień z fantastycznymi ludźmi. Chociaż szlaki są słabo oznakowane, to Góry Kamienne dostarczają zarówno dobrego treningu fizycznego, jak i kapitalnych krajobrazów.

Napisz mi co o tym myślisz. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapisz się na subskrypcję, oraz polub moją stronę na facbooku. link do strony znajdziesz tutaj. Pokaż też, że strona podoba Ci się zapisując się do grona obserwatorów. A już za tydzień kolejny wpis na blogu na który już dzisiaj serdecznie zapraszam.

1 komentarz: