środa, 8 listopada 2017

III RST Półmaraton Świdnicki

Sezon zbliża się powoli ku końcowi, a ja zgodnie z moimi planami znów zawitałem na półmaratonie świdnickim. Podobnie jak dwa lata temu wystartowałem nieprzygotowany. Tym razem nie kontuzja uniemożliwiła mi przygotowania, a zmiana pracy i mieszkania. Mimo to byłem jednak zdecydowany na start. Dodatkowo dobremu startowi sprzyjała słoneczna pogoda i wysoka jak na listopad wysoka temperatura (około 14 stopni)

Wcześnie rano udałem się po odbiór pakietu startowego. znalazły się w nim w nim takie rzeczy jak komin, bluza (za którą dodatkowo płaciłem), numer startowy, czy przyprawa do grzańca. W okolicy biura było ulokowane "miasteczko biegowe", czyli rozstawione stoiska z odżywkami, ubraniami sportowymi, oraz kawą.

Szatnie były zlokalizowane na lodowisku. Tam można było się przebrać, a swoje rzeczy zostawić w depozycie.

Przechodząc przez Park Centralny dotarłem do świdnickiego rynku, gdzie zlokalizowany był start biegu. Indywidualnie i niezbyt gorliwie się rozgrzałem i tradycyjnie ustawiłem się na końcu stawki. O 11:00 półmaraton wystartował. Sam start trwał około dwie minuty. Na początek trzeba było obiecy Rynek, by ulicą Kotlarską dotrzeć do ulicy Muzealnej.

Dalej bieg szedł wyznaczonymi ulicami mijając po drodze park przy ulicy Gdyńskiej, Galerię Świdnicką, czy stadion OSIR. Pierwsze 3 kilometry biegłem normalnym jak na mnie tempem 5:30-5:50 minut na kilometr.

Do stadionu tą samą trasa był organizowany jeszcze jeden bieg "Dzika Piątka". Ta konkurencja starowała kilka minut po półmaratonie, a pierwsze osoby z tego biegu dogoniły mnie w okolicach Galerii Świdnickiej.

Dalej trzeba było obiec kościół na Kraszewicach, by ulicą Kraszowicką wybiec poza miasto. Trasa dalej kierowała się przez Opoczkę, Bojanice, Burkatów i Bystrzycę Dolną. Na tych odcinkach biegłem leniwym powolnym tempem. Nie trzymałem go w ogóle zaliczając na kolejnych kilometrach czasy 6:20-8:55. Mimo to nadal biegłem. Punkty nawadniania były zorganizowany przy wyjściu ze Świdnicy, w Bojanicach, i w Bystrzycy Dolnej.

Warto tutaj też wspomnieć o kibicach. Był konkurs na najlepszych kibiców. Pomysłów było dużo, od dzieci ze szkół i przedszkoli, przez kibiców przebranych za misie i dziki, po najlepszych moim zdaniem kibiców z Bojanic, którzy wspierali swoich z humorem opisując zakłady. Do tego na podbiegu postawili łóżko upozorowane na szpitalne z kroplówką, a zaraz obok postawili bańkę do robienia wina. Zorganizowali też premię lotną z nieoficjalnym punktem nawadniania wodą, lub kompotem domowej roboty. Warto tutaj tez wspomnieć pewną starszą panią, która biegaczy częstowała pralinami Rafaello.

Po wbiegnięciu do Świdnicy sprawdziłem na ile mam jeszcze sił puszczając luźno nogi i zwiększając tempo biegu. Dzięki temu wiedziałem, że mogę pozwolić sobie na efektowny finisz. Po przebiegnięciu pod ostatnim wiaduktem mocno zwiększyłem tempo, niemal do tego, jakim przez cały półmaraton biegł zwycięzca biegu. Taką końcówką wprawiłem w osłupienie innych uczestników biegu i niektórych kibiców.
czas podany w Endomonda jest czasem brutto

Na mecie tradycyjnie otrzymałem medal za ukończenie biegu. Osiągnąłem czas netto na poziomie 2:37, co nadal nie jest moim rekordem z pierwszego mojego półmaratonu (2:20). Zmęczony biegiem, nie czekałem na dekorację, tylko od razu wróciłem do domu.


To był już mój kolejny bieg i kolejny ukończony. Uważam, że jeśli zdrowie pozwala, to warto próbować swoich sił, ale jednocześnie warto się także tym bawić. Chwilowy ból przeciążeniowy rekompensuje satysfakcja z ukończenia biegu i endorfiny w trakcie.

Jeśli moje wpisy Ci się podobają, to zapraszam do subskrybowania mojego bloga i polubienia mojej strony na facebooku. Link do niej znajdziesz tutaj. Następny wpis już za tydzień, jak zawsze w środę.

1 komentarz: