To już trzecia edycja tego trudnego biegu z przeszkodami i trzeci mój start w Biegach OCR. Tym razem podobnie jak w zeszłym roku zapisałem się na trasę EXTREME, która liczyła 12 km.Dużo też nie brakowało, bym w wyniku wypadku nie skończył tego biegu. Jak było?
Przyjechałem do Bielawy tuż przed godziną 10. sprawdziłem jaki mam numer i odebrałem pakiet startowy, który składał się z koszulki, komina, opaski i smyczy Biegu Gladiatora, ulotek, izotoniku i wody. Wszystko było zapakowane w zgrabny plecaczek na sznurkach.
Miałem trochę czasu do swojej serii, której start był przewidziany na godzinę 11. Były także organizowane dodatkowe konkursy. Wziąłem udział w rzucie oponą, ale mój bardzo słaby wynik nie dał mi szans na wygranie czegokolwiek.
Na 10 minut przed startem prowadzona była rozgrzewka. Potem wszyscy zawodnicy serii 6 ustawili odebrali opony i ustawili się na start. Około godziny 11 nastąpił wystrzał z granatnika, który obwieszczał start mojej serii. Nie śpiesząc się zakręciłem rundkę przewidzianą na tą przeszkodę i pobiegłem dalej.
Przeszkody pokonywałem bez pośpiechu. Wiedziałem, że pierwsza połowa ciągnie się przez góry, w które mocno dają się we znaki. Do tego pogoda wcale nie ułatwiała biegu.
Kolejnymi przeszkodami były opony, bele, oraz druty kolczaste. nie było to dla mnie mocnym utrudnieniem, ponieważ zarówno mam dobrą umiejętność utrzymania równowagi i odpowiednią koordynację ruchową.
Za tymi przeszkodami zaczęły się góry. Tu znajdowały się kolejne przeszkody, jednak największą było ukształtowanie terenu. Tutaj także był wybór, czy biec 7, czy 12 kilometrów. Pomimo zmęczenia nastawiony byłem na 12 km i tego się trzymałem.
Pamiętając doświadczenia z zeszłego roku góry przeszedłem. Wiedziałem, że bieg w górach można przypłacić dużą utratą sił.
Po wyjściu z lasu zaczął się bieg. Dotarłem do terenu jeziora i tutaj czekały kolejne przeszkody. Był to ciąg dokładnie taki sam jak w zeszłym roku. Z przeszkód nie poradziłem sobie z belką na łańcuchach, drabinką na której strasznie ślizgały mi się ręce i ukośną ścianą, którą po prostu przeszedłem belką boczną.
W jednym miejscu doszło do skrzyżowania się trasy. zostało to rozwiązane podestem. Przebiegłem pod nim i biegłem dalej następnie wszedłem po sznurowej drabince na pomost. Drabinka sięgała wody. Droga dookoła jeziora biegła odwrotnie niż w poprzednich latach.
Tak dobiegłem do Bielbawu po drodze pokonując kolejne przeszkody. Tutaj "wyprowadziłem Fafika na spacer" a potem wspiąłem się na rampę dawnej hali stwierdzając, że drabina jest dla słabych. przebiegłem przez hale i dotarłem do liny.
Tutaj mogę napisać, że w wspinaniu się po linie zrobiłem potężny postęp. Zdradzę wam, że wykorzystałem technikę oplatania liny podpatrzoną na YouTube. Wygrało jednak zmęczenie i udało mi się wspiąć tylko do połowy. Za karę czekało mnie 10 pompek.
Po pompowaniu wybiegłem z terenu Bielbawu. Trafiłem na serię pytań, gdzie odpowiedziałem na pytanie "Kim jest Donald Trump. Pytanie proste, odpowiedź szybka i bieg dalej.
Kolejna warta uwagi przeszkoda to porodówka. w tym roku opony nie były tak upchane i pokonanie tego to była tylko kwestia czasu. Gdy już wydostawałem się z tej przeszkody usłyszałem jednego z kibiców krzyczącego a cały głos "widzę główkę"
W dalszej drodze nie pokonałem pionowej ponad dwumetrowej ściany za co robiłem padnij- powstań. Potem jeszcze tarzan i kontener z wodą z lodem.
Pamiętacie wyzwanie "ice bucked chellenge"? Wszedłem do tego kontenera i przez pierwsze dwie sekundy nie odczułem nic. jednak po tych dwóch sekundach ludzie wokół kontenera usłyszeli tylko głośne "ja p...le ale zimna. Po chwili wahania zanurzyłem się i przeszedłem pod belką, po czym natychmiast wyskoczyłem z kontenera.
Pewnie zastanawiacie się dlaczego pisałem na początku o tym, że nie wiele brakowało abym nie ukończył biegu. Wiązało się to z przedostaną przeszkodą. była to około 3,5 metrowa ściana zaopatrzona w liny. Zacząłem wspinaczkę po niej. Najpierw pierwsza podpora i podciąganie się na linie. Potem druga i to samo. Miałem już chwycić się ściany, ale żeby było mi łatwiej chwyciłem się podobnego do koszulki termokurczliwej i.... No właśnie. Ten zacisk już mokry był bardzo śliski. Odpadłem od ściany, a tylko nabyte odruchy nie pozwoliły mi puścić liny, ustawiły mnie pionowo nogami w dół, zgięły mi kolana a na koniec doprowadziły do bezpiecznego upadku wyuczonego na treningach w Szkole Walki Drwala.
Skończyło się nawet bez siniaka, ale tego dnia po raz drugi na ścianę już nie wchodziłem. Zrobiłem karne 10 pompek za niepokonanie tej przeszkody, przeczołgałem się pod wozem opancerzonym i dobiegłem do mety.
Cała trasa zajęła mi 2:43. Była niezwykle trudna, ale także pomysłowo przygotowana. Brakowało mi rugbystów. Jednak w tym biegu cenię różnorodność przeszkód przeszkód i to, że każda z trzech edycji była zupełnie inna. Dlaczego masa ma znaczenie? Teraz ważę sporo więcej niż na poprzedniej edycji i trudniej pokonywało mi się przeszkody.
Napisz mi co o tym myślisz. Jeśli chcesz być na bieżąco, to zapisz się na subskrypcję, oraz polub moją stronę na facbooku. link do strony znajdziesz tutaj. Pokaż też, że strona podoba Ci się zapisując się do grona obserwatorów. A już za tydzień kolejny wpis na blogu na który już dzisiaj serdecznie zapraszam.