niedziela, 25 lutego 2018

A może by tak … ? - część druga :)




Pasja – a co to tak właściwie jest?


Dzisiejszy wpis zacznę od małej rozkminy – czy to co chcę zaproponować można nazwać pasją? Nasz poczciwy internetowy PWN określa pasję jako „szczególne zamiłowanie do czegoś” (idąc tym tropem nawet jedzenie czekolady można by pod pasję podciągnąć ;)). W Wikipedii znalazłam pasję jako „czynność wykonywaną dla relaksu w czasie wolnym od obowiązków” (no w sumie czekoladę też by się dało pod to pociągnąć”*). Nie wiem czemu „pasja”, do której nawiązuje tytuł bloga kojarzyła mi się bardziej z aktywnością fizyczną, wyjściem z domu, rozruszaniem młodszych lub trochę starszych kości. Tak to jest, jak człowiek obierze jeden tor myślowy i potem musi się namęczyć, żeby zrozumieć, że istnieją też inne spojrzenia na tą sprawę. Po rozwianiu tych wątpliwości, przejdźmy do głównego tematu…


Może by tak współczesny wehikuł czasu...


Dziś chcę zaproponować coś, co dla jednych jest naturalne jak oddychanie, a dla innych jest czymś niesamowicie nudnym (tych drugich szanuję – ale kompletnie nie rozumiem ;)). Mam na myśli współczesny, i jak na razie jedyny odkryty i legalny, wehikuł czasu. Wyobraź sobie ten moment kiedy siedząc w ulubionym fotelu (ok może być też ta osławiona kanapa), pod kocykiem z kubkiem herbaty, soku lub kawy, tak naprawdę znajdujesz się na zakupach w Nowym Jorku lub pokonujesz drogę wszerz Ameryki Północnej lub odwiedzasz schronisko dla opuszczonych maluchów ukryte gdzieś w amazońskiej dżungli albo pijesz herbatę w jednym z dziewiętnastowiecznych dworów albo próbujesz toskańskich specjałów na wycieczce po Włoszech. Opcji jest wiele – wszystko zależy od tego gdzie i w jakim czasie chcesz się znaleźć :) Mam na myśli oczywiście czytanie książek. Jestem przykładem klasycznego mola książkowego. W swoim życiu przeczytałam ich całą masę (w tym prawie wszystkie lektury! - wbrew pozorom nie wszystkie były masakrycznie nudne).


Dlaczego ja?

Dlaczego ja wybrałam akurat tą opcję? Wydaje mi się, że w moim przypadku wybór był bezwarunkowy. Po prostu zaczęłam czytać i już (być może introwertycy tak mają). Zastanawiam się jakich argumentów użyć, żeby przekonać do czytania innych? Próbowałam zmierzyć się z tym zadaniem kilka dni, ale niestety się poddałam. Moje wnioski, w bardzo dużym uproszczeniu, wyglądają tak - czytam, bo a) sprawia mi to radość i b) coś to wnosi do mojego życia.


Swego czasu natknęłam się przypadkowo na niepozornie wyglądającą książeczkę o tytule rozpoczynającym się „Kot, który...” autorstwa Lilian Jackson Braun. Nie pamiętam nawet dlaczego sięgnęłam akurat po nią. Być może zastosowałam mój niezbyt profesjonalny sposób „na okładkę”. Malutka, zgrabniutka – do torebki się idealnie zmieści – za pierwszym razem, bo po drugiej wizycie w bibliotece wyszłam z całym naręczem ;) Wbrew pozorom, nie jest to seria dla dzieci, ani przykład literatury popularnonaukowej dla zoologów, ale kryminał. Poznajemy tam intrygującą osobowość dziennikarza, który w nietypowy sposób zostaje właścicielem niezłej sumki i przy okazji opiekunem dwóch kotów. Spędziłam z nimi wiele popołudni i wieczorów :) Było warto. To coś na stonowane „odmóżdżenie” bez typowej dla literatury kobiecej tony chusteczek higienicznych wokół czytającej ;) .


Później do głowy przychodzi mi dwójka słynnych przyjaciół, którzy przeszli do historii literatury fantazy. Nie pamiętam, którego poznałam pierwszego. Chyba był to Pan Lewis. W jego przypadku zaczęłam od książek z serii duchowo-filozoficznej, dopiero później sięgnęłam po słynne Opowieści z Narnii. Małej rewolucji dokonał jednak Pan Tolkien z jego trylogią Władcy Pierścieni. O dziwo, w czasie kiedy nastąpił wielki boom na Tolkiena, pozostałam niewzruszona – nie obejrzałam filmu ani nie sięgnęłam po książkę (gimbaza ;)). Do nawiązania bliższej znajomości dojrzałam kilka lat później – w okresie studiów. Stwierdziłam, że to wstyd uważać się za mola książkowego, a nie mieć na swoim koncie godzin spędzonych w towarzystwie Gimliego, Legolasa, Aragorna, Frodo, Sama, Pippina, Merry’ego i Gandalfa. Wybrałam opcję książka – film, książka – film, książka – film, żeby nie zepsuć sobie frajdy z wyobrażania sobie krajobrazów, wyglądu głównych bohaterów i zbudowania całej atmosfery uczuć i emocji według własnych kryteriów (trochę taka zabawa w scenarzystę). Tolkien zafascynował mnie sposobem w jaki ukrył w zmyślonej historii coś, za czym każdy z nas tęskni – pewność, że dobro prędzej czy później zwycięży, że o ważną rzecz trzeba walczyć, bohaterstwo i potęgę prawdziwej przyjaźni. Może dla Was wyda się to banałem, ale ta historia poruszyła jakąś uśpioną strunę w moim sercu :)


W ostatnim czasie odkryłam Richarda Paula Evansa. Na pierwszy rzut oka jego twórczość może wydawać się literaturą kobiecą. Fakt, w większość historii wpleciona jest historia miłosna. Jednak serię „Dzienniki pisane w drodze” poleciłabym każdemu. Alan – młody wdowiec, który prócz żony traci majątek, pakuje się do podróżnego plecaka i wyrusza sam w pieszą podróż przez Amerykę. Ok, ok nie widać w tym żadnego „WOW!” Jednak Pan Evans w wciągający sposób opisuje drogę mężczyzny w poszukiwaniu spokoju serca, realność relacji międzyludzkich i to, że każdy napotkany człowiek może odmienić nasze życie ( uważam, że to niezwykle przydatne jak na nasz XIX wiek).


Co Wy na to? :)

Na tym zakończę, bo jakbym zaczęła opisywać każdą z rewelacyjnych książek, które przeczytałam, to mogłaby z tego powstać osobna książka :), a Wy zasnęlibyście przed monitorami. Co myślicie o tym pomyśle? Czy macie jakieś ulubione książki? Zwracam się szczególnie do mężczyzn – bo niestety znam niewielu, którzy lubią czytać i to robią dla frajdy (albo po prostu o tym nie mówią) :)


Pozdrawiam Was serdecznie Wasza Pasjoposzukiwaczka :)




P. S. Szczególnie serdecznie pozdrawiam moje lobby z Wałbrzyskiej 18, które podsunęło mi pomysł na pasję do wykorzystania na kolejny raz ;)


* przepraszam za te czekoladowe wstawki, ale wiecie jak to jest w zimie – ciemno, zimno – myślę że na wiosnę ich już nie będzie w takim zagęszczeniu :)

5 komentarzy:

  1. Nie jestem mężczyzną, ale skomentuje ;) moje ukochane książki to, choć fantasy- zupelnie nie w Twoim stylu: tyrlogia czarnych kamieni :) uwielbiam styl pisania pani Bishop :) ale czytanie książek to nie pasja, to jedyny sposób na życie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trylogia*- czy jest tu opcja edycji? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem technicznie więc myślę że w takiej formie może być :) gdzieś juz o tej serii słyszałam :)

      Usuń
    2. Zdradzę Ci paula, że jest opcja edycji posta i powinnaś mieć do niej dostęp jako autor. Pokaze Ci to przy okazji :)

      Usuń
  3. Ciekawe kto Ci o niej mówił Paula ;)

    OdpowiedzUsuń