Dlaczego się tu
znalazłam?
Witajcie, mam na
imię Paulina (dla przyjaciół Paula :)). Zostałam zaproszona
przez Pawła do współtworzenia tego bloga. Nie ukrywam, że jest to
dla mnie nie lada wyzwanie, bo nie słynę niestety z wytrwałości.
Od zawsze lubiłam pisać – wychodziły z tego mniejsze lub większe
bzdurki, czasem udało mi się też stworzyć coś z większym sensem
;) Jednak jakiś czas temu zarzuciłam tą moją pasję. Niestety…
Teraz tak patrzę jak Paweł wytrwale realizuje kolejne swoje marzenia i plany,
a ja siedzę na wygodnej „kanapie” trzymając w ręce kartkę
zapisaną „planami na życie, które kiedyś NA PEWNO doczekają
się realizacji” (mam nadzieję, że wyczuwacie tę ironię).
Jedynym z punktów na najświeższej - tegorocznej takiej liście
jest zadanie: odnaleźć pasję. Dlatego zgodziłam się przyjąć
propozycję Pawła i zacząć tę nową przygodę. Niech moje wpisy
będą udokumentowaniem drogi, którą trzeba pokonać, żeby wstać
z „kanapy” i odnaleźć to co dodaje życiu barw. Paweł,
dziękuję Ci za to wyzwanie i zaufanie. Mam nadzieję, że nie
spowoduję dramatycznego spadku oglądalności (czy czytalności ?
tego bloga) ;).
Pomysł pierwszy –
a może by tak pojechać do kina?
Jako, że żyję
jednak jeszcze życiem kanapowca, zacznę od czegoś dla
początkujących. Wyszłam z domu :) Ba, nawet przekroczyłam granice
miasta i wraz z kuzynką udałam się do Wrocławia do kina
(uwierzcie mi – wbrew pozorom to duży sukces). Główną kartą
przetargową było to, że najbliższe kino, w którym grali
interesujący nas film, jest we Wrocławiu. Oznaczało to, że trzeba go koniecznie zobaczyć. „Pełnia życia”.
Tytuł na czasie, bo to coś czego szukam, zachęcający plakat –
para zakochanych młodych ludzi. No dobra, trailer zapowiadał, że
słodka komedia romantyczna to nie będzie… Trafiłyśmy do Kina
Nowe Horyzonty. Trochę trudno mi było się tam odnaleźć, bo
miejsce to różni się od znanych kin sieciowych, w których
bywałam. Jednak w ludziach, którzy tam spędzali czas (na przykład
pewna grupka przyszła sobie z planszówką – o tak sobie pograć
wspólnie – w XXI wieku !), wystroju, repertuarze i propozycjach
pokazów wraz z dyskusjami, wyczułam tą pociągającą mnie od
zawsze artystyczną inność.
Salę kinową
opuściłam z rozmazanym tuszem pod oczami (cała ja - jeśli będziecie w kinie i ktoś słychać będzie tłumiony szloch to wiedzcie, że to ja) i myślą „dlaczego nie
poszłam na którąś z tych rozreklamowanych komedii
romantycznych?”. To była pierwsza reakcja – reakcja obronna, bo
ten film jest jednym z tych, które pozostawiają w odbiorcy ślad i
nie jest to „ohhh jaka to słodka historia też tak chcę
<serduszka w oczach>”. Określiłabym go jako trudny,
ale zaraz potem dodałabym, że jest przez to właśnie piękny.
„Pełnia życia” to historia oparta na faktach, a producentem
filmu jest syn głównych bohaterów. Wszystko zaczyna się banalnie.
On gra w tenisa, zauważa piękną dziewczynę. Wpada mu w oko.
Okazuje się, że on jej też. Biorą ślub. Jest pięknie, bajkowo,
ale i normalnie (bez scen łóżkowych, których nie trawię). Potem
wydarza się coś, co zmienia ich życie. Coś co powoduje, że
opisana „filmowa” miłość staje się aż do bólu realnym w
codzienności uczuciem. Nie chcę zdradzać całej fabuły, więc na
tym poprzestanę - być może ktoś z Was zdecyduje się go obejrzeć.
Po pierwszym szoku i
samoobronie – zadałam sobie dwa pytania: jak ja poradziłabym
sobie w takiej sytuacji i drugie – dlaczego ciągle uważam, że
mam czegoś za mało i nie potrafię się cieszyć tym co mam,a mam naprawdę bardzo dużo? Wiem –
to banalne. Jednak jest coś pociągającego w tych filmach, które
krzyczą do mnie – Paulina to jest PRAWDZIWE życie !
Co Wy na to?
Czy Wy macie jakieś
filmy, które zostawiły w Was swoje piętno?Czy wiecie o jakiejś zbliżającej się premierze, na którą warto się wybrać? Czy są w Was prawdziwi
pasjonaci kina? Czy amatorskie „filmo-poznawstwo” może być
pasją? Podzielcie się propozycjami i opiniami :)
Wasza
pasjo-poszukiwaczka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz