środa, 14 lutego 2018

Wyprawa rowerowa na Jurę Krakowsko- Częstochowską cz. 7- ostatni dzień powrót do Świdnicy

To już ostatnia część serii wyprawa na Jurę Kakowsko- Częstochowską. Tego dnia nie cała trasę przejechałem rowerem. Na 90 km przed Świdnicą miałem umówiony transport.

Do tej pory przejechałem z Wrocławia do Częstochowy, potem do Poraju, gdzie siedziałem 2 dni. Następnie dojechałem do Doliny Będkowskiej, do Brandysówki, która była moją bazą wypadową do Ojcowskiego Parku Narodowego i Krakowa. Potem zaczął się czas powrotu podczas którego zahaczyłem o Górny Śląsk.

Wypoczęty po weekendzie zapakowałem rower i pożegnałem się z goszczącą mnie zaprzyjaźnioną rodziną. Skierowałem się bocznymi drogami do Jastrzębia Zdrój. Potem między Skrzyszowem a Krotoszowicami przeciąłem autostradę A1. Mniej więcej od tego momentu zaczynało straszyć deszczem.

Drogą polną dojechałem do Turzy Śląskiej Dalsza drga prowadziła bocznymi drogami krajowymi. Niewielki ruch zdecydowanie ułatwiał jazdę rowerem. Jadąc tymi drogami, drogą 45 dojechałem do Tworkowa. Objechałem Tworków i wróciłem na krajową 45, z której zjechałem w Bieńkowicach.

Stąd już polną drogą ciągnąłem się dalej w kierunku województwa Opolskiego. Do połowy województwa Opolskiego droga ciągnęła się wioskami, ciężko było o coś ciekawego. Dopiero piękno widoku początku Sudetów był czymś co cieszyło oczy.

Od tej pory wyznacznikiem celu były Sudety. Kierowałem się do Nysy. Za Racławicami Śląskimi wyjechałem na Krajowa 40 n której miałem wypatrywać samochodu. Przejechałem tak przez Prudnik i około 16 kilometrów przed Nysą spotkałem wyczekiwany samochód którym po mnie przyjechali mój tata i moja siostra.

Zostało podsumować cały wyjazd. Przejechałem około 750 kilometrów Przetrwałem dwie burze w namiocie za 50 zł. Ciekawostką jest, że spotykałem po drodze wiele osób, które wędrowały w podobny sposób jak ja, czyli jadąc rowerem z przytoczonymi do niego sakwami.

Przetestowałem też parę rzeczy. Mapy google generalnie się sprawdzają, ale nie można im do końca ufać. Potrafią prowadzić przez trasy, które są niemożliwe do przejechania, przynajmniej czasowo. Mimo to warto z nich korzystać, ponieważ pokazują też ciekawe trasy z pieknymi widokami i omijają drogi o dużym natężeniu samochodów, lub prowadzą przez takie, przez które można bezpiecznie przejechać.

Warto zainwestować w powerbanki. Te na baterię solarną średnio się sprawdziły. Warto też zainwestować w sakiewkę na ramę na telefon. Ułatwia to korzystanie z GPS zawartego w telefonie.

Jeśli chodzi o namiot, ten który kupiłem za 50 zł sprawdził się pod tym kątem, że jest bardzo lekki. Burzy jednak nie przetrwałbym, gdybym go dodatkowo nie zabezpieczył. Przez słabą konstrukcję bardzo ciężko przechodził przez mocniejsze wiatry, a okienko zamykane na 1 rzep to była największa jego wada i gdybym go nie zabezpieczał płaszczem przeciwdeszczowym, to bym w nim pływał.

Na pytanie, cz warto tak jechać, oczywiście odpowiem, że tak. Uczy to pewnej pokory, ale także wspomaga uczenie się nowych rzeczy, jak sobie poradzić. Z wyprawy wróciłem 8 kg lżejszy.

Przy okazji tego wpisu czas na drobne ogłoszenia. jeśli jesteś spostrzegawczy, to pewnie zauważyłeś, że podtytuł bloga "po godzinach pracy" ze sportowego zmienił się na "Pokaż swoją pasję". Wynika to z tego, ze już nie piszę tu sam, ale na moje zaproszenia zaczęła ze mną publikować Paulina Sorota. Miło mi ją powitać i mam nadzieję, że to poszerzy toje horyzonty.

Oczywiście jak zawsze zapraszam do zapisania się na subskrypcję, oraz do grona obserwatorów. Wszystkie aktualności znajdziesz na mojej stronie na facebooku, do którego link daję tutaj. A już za tydzień kolejny wpis, na który już dzisiaj zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz