Urlop nie trwa wiecznie, więc i powrót jest konieczny. Dla mnie nie licząc weekendu, w który odpoczywałem powrót trwał 2 dni. Oczywiście zgodnie ze swoimi zasadami dzisiaj opiszę tylko jeden z tych dni.
Do tej pory udało mi się rozpocząć wyprawę z Wrocławskiego Wojnowa, dojechać do Częstochowy i dalej do Poraju. W Poraju byłem zmuszony jeden dzień przeczekać. Potem dojechałem do Doliny Będkowskiej. Tamtejsza Brandysówka była dla mnie bazą wypadową do Ojcowskiego Parku Narodowego i Krakowa.
Mimo iż już do ponad pół roku przed wyprawą zamieszkałem we Wrocławiu, docelowym miejscem powrotu było moje rodzinne miasto Świdnica. To mi pozwolił o spełnić pewną obietnicę, że odwiedzę przyjaciółkę mieszkającą w jednej z pod jastrzębskich wsi, jadąc rowerem.
Zwinąłem namiot i wszystkie bagaże zapakowałem na rower. Wymeldowałem się w Bradnysówce i tuż przed południem wyruszyłem ulicą w dół doliny Będkowskiej, tą samą drogą, którą dojechałem z Poraju i jechałem do Krakowa.
Przez pierwsze kilka kilometrów jechałem przez pobliskie wioski. tak dotarłem do drogi krajowej 79, którą przeciąłem. Wjechałem w wyasfaltowaną leśną drogę. Poza samochodem leśniczego nie mogłem się spodziewać żadnych innych pojazdów. Na drodze mijałem czasem miejscowych rowerzystów. Skąd wiem, że miejscowych. Były to pojedyncze osoby, lub rodziny bez sakw na rowerach.
Tą drogą leśną czasem zbliżałem się, a czasem oddalałem od autostrady A4. Czasem przecinałem publiczne ulice, jednak nie było na nich żadnego ruchu. Autostradę przeciąłem między Grojcem, a Chrzanowem po parunastu kilometrach jazdy lasem. Jazda lasem nie trwała długo. Niedaleko za autostradą dojechałem do niewielkiego miasteczka Płaza. Znów droga prowadziła przez wioski, ale niedługo.
W Zagórzu wjechałem na Małopolski Szlak rowerowy, który w tym miejscu prowadził przez wał. Droga rowerowa prowadziła po wale. Wałem dojechałem do Mętkowa, a stamtąd na przemian wałem i ulicami do Oświęcimia. W Oświęcimiu objechałem obóz koncentracyjny Auschwitz. Zaraz za obozem odbiłem do Harmęża.
Od tego momentu skończyły się ciekawe drogi. 20 kilometrów za Oświęcimiem przekroczyłem granicę Małopolski i Śląska. Droga ciągnęła się wioskami aż do Pszczyny. Tam drogą wojewódzką jechałem do Pawłowic mijając po mojej lewej stronie jezioro Goczałkowickie.
W Pawłowicach odbiłem na drogę krajową w kierunku Cieszyna a niedługo potem dojechałem do celu, spełniając swoją obietnicę.
Tak wyglądał pierwszy dzień powrotu. Jedyną złą przygodą, która mnie spotkała, to niespodziewane uszkodzenie karty kredytowej ograniczając mocno dostępne środki finansowe. Pierwsze około 50 kilometrów jechałem ciekawymi trasami o małym ruchu. Potem to już była po prostu jazda. Niestety tego dnia nie zrobiłem żadnych zdjęć.
Oczywiście jak zawsze zapraszam do zapisania się na subskrypcję, oraz do grona obserwatorów. Wszystkie aktualności znajdziesz na mojej stronie na facebooku, do którego link daję tutaj. A już za tydzień kolejny wpis, na który już dzisiaj zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz