środa, 7 lutego 2018

Akcja ratunkowa Nanga Parbat- kanapowiec tego nie wie

28 stycznia oczy wielu ludzi były skierowane na leżącą w Pakistanie górę Nanga Parbat, a konkretnie na losy dwójki alpinistów, którą spotkało załamanie pogody podczas zimowej próby zdobycia szczytu, oraz losu czwórki bohaterów (o inaczej nazwać ich nie można), którzy wyruszyli im na ratunek. Dlaczego teraz o tym piszę i dlaczego się do tego odnoszę?

Prawdą jest, że zdobywanie ośmiotysięczników to nie jest moja bajka. Na tego typu wyprawy ruszają pasjonaci, którzy są w stanie zaryzykować własnym życiem eksplorując te góry. Jest to jakiś sposób spędzania wolnego czasu. Dość wysublimowany, związany z większym ryzykiem u traty zdrowia i życia niż normalnie. Czy jest to jednak głupota? Ostatnio w Karkonoszach wiatr zepchnął z drogi dwóch turystów, a w sezonie najtrudniejszy i najbardziej niebezpieczny szlak w Polsce (Orla Perć) jest oblegany.

W zimowym zdobywaniu "dachu świata" pionierami są Polacy i to właśnie nasi rodacy zdobyli większość szczytów "ośmiotysięczników" zimą. Nanga Parbat była przedostatnim szczytem niezdobytym zimą. Pierwszymi zdobywcami zimą byli Alex TxikonAli Sadpara Simone Moro. Zimowe zdobycie tego szczytu było celem Tomasza Mackiewicza, który swój sukces przypłacił życiem.

Nie ma co ukrywać, że wielu tych, którzy postanowili się zmierzyć z tym górskim gigantem zwanym 8000 m. n. p. m. nie wróciło. jedni zginęli po osiągnięciu szczytu, inni zanim dotarli. Zawsze jest wtedy pytanie- a po co on/ ona się tam pcha? Z pasji, dla pokrzepienia własnego ego, a także dla odkrycia piękna, niebezpiecznego piękna, które kusi.


Zdjęcie satelitarne Nanga Parbat 
źródło: google maps

Wróćmy jednak do akcji ratunkowej dążącej po tą dwójkę wspinaczy, którzy osiągnęli Nanga Parbat. Czy akcja była profesjonalna? Zgodnie z podstawową zasadą ratownictwa- nie. Żaden ratownik tak nie ryzykuje życia, czy to w ratownictwie górskim, górniczym, czy wodnym. Nie oceniałbym jednak tej akcji po tej zasadzie. Panowie Bielecki i Urubko ścigali się z czasem i warunkami (rozrzedzone powietrze, bardzo ostry mróz i huraganowy wiatr) by wyrwać z ramion śmierci panią Revol i pana Mackiewicza. Nie był to pełny sukces, ale to co zrobili wyło wyczynem heroicznym.

W internecie pojawiło się wiele hejtu. Dlaczego nie poszli po Polaka, dlaczego ona go zostawiła? weźmy tutaj pod uwagę kilka danych. do obozu na wysokości 4850 m. n. p. m. doleciała ekipa ratunkowa złożona z czterech osób. Elizabeth Revol została odnaleziona na wysokości około 6100 m. n. p. m. Tomasz Mackiewicz pozostał na około 7200 m. n. p. m. Oddając jakąś miarę wysokości, dla porównania Najwyższy punkt Polski będący jednocześnie jednym z trzech wierzchołków Rysów jest na wysokości 1100 metrów względem Morskiego Oka. Ratownicy mieli do Francuzki około 1250, czyli więcej niż porównawcza wysokość względna. Dodajmy do tego wiatr, rozrzedzone powietrze, mocny mróz, oraz lód i śnieg. Wspinali się w nocy, mieli ograniczoną widoczność. Do wspinaczki zabrali się od razu po przebyciu 200 km śmigłowcem. Do Revol dotarli w około 8 godzin. Było to niewiele ponad połowę tego, co było do pokonania do Polaka. Warunki pogarszały się, a Revol była w ciężkim stanie. Poza tym obaj ratownicy wspinali się "na lekko" nie mając żadnego dodatkowego sprzętu, który umożliwiłby transport Mackiewicza. Ponadto Polak ostatni raz widziany według relacji jego towarzyszki był w jeszcze gorszym stanie niż ona, gdy ją odnaleziono. Czy zwiększone ryzyko śmierci i nikłe szanse na odnalezienie Mackiewicza żywego były powodem, by ratownicy, którzy fizycznie byli wykończeni po "sprinterskim maratonie wspinaczkowym" wystawili się na niemal pewną śmierć? Na pewno tak i warto poczytać relacje ratowników z tej akcji. Oni na prawdę dali z siebie wszystko.


Co do Elizabeth Revol też nie można patrzeć przez pryzmat tego, że zostawiła towarzysza w górach. kobieta nie ważąca 50 kg miała nieść na plecach mężczyznę w ciężkich warunkach. Dodajmy jeszcze to, że po stromych stokach grani, po lodzie i przy wyżej opisanych warunkach pogodowych? Ona gdy została odnaleziona ciągnęła ostatkiem sił. Miała ciężkie odmrożenia, co było widać na publikowanych w internecie zdjęciach. Poza tym z jej relacji wynika, że to nie do końca jej decyzja była. Wspinając się na tak wysokie góry, w dodatku zimą trzeba się liczyć z tym, że można stracić towarzyszy, lub samemu zginąć. Teraz wyobraź sobie, co ta kobieta ma teraz w głowie. Straciła dwóch towarzyszy  w górach. Nie jest tak, że ich opuściła samolubnie. Ona ich straciła i sama nie jest temu winna. 


odnalezienie Elizabeth Revol, 
film nagrany z profilu na facebooku Denisa Urubko

Zwróć tez uwagę, że nie było dwóch a czterech ratowników. Zaplecze które szykowała druga dwójka w osobach Jarosława Batora i Piotra Tomali. Oni zabezpieczyli obóz, szykując się do przyjęcia jednej osoby skrajnie wycieńczonej i dwóch wymęczonych mocnym rajdem w górę i asekuracją w dół. Musieli być gotowi na wszystko.


Są jeszcze piloci śmigłowców. Oni także odwalili kawał dobrej roboty. Musieli lądować przy rozrzedzonym powietrzu i mocnym wietrze. Jest to sztuka godna mistrzów. Widać po nich niezwykłe opanowanie i kunszt. Takie umiejętności są nie tylko godne uznania i podziwu, ale zasługują na godne wynagrodzenie.


Akcja ratownicza nie odbyłaby się, gdyby nie było na nią pieniędzy. Przy takim odzewie ludzi, jaki był  w tym przypadku, nabiera sie wiary w ludzi. Naprawdę jest to fantastyczne, ze tak wielu ludzi jest gotowych nieść pomoc. Odzewy widziałem w mediach społecznościowych (na facebooku), także wśród moich znajomych. Serce rośnie.


Podsumowując. Akcja skazana na niepowodzenie dzięki niezwykłemu zaangarzowaniu się, wręcz pójścia w szaleństwo skończyła sie połowicznym sukcesem. NIezwykły heroizm ratownikow, wybitna sprawość, złamanie swoich zasad (Bielecki pisał o tym, że używa tylko lin poręczowych, które sam zawiąże, tutaj obaj panowie korzystali z niepewnych lin poręczowych ktore już tutaj były), Sprint pod górę godny Usaina Bolta na 100 metrów i wytrzymałość godna kenijskich ultramaratończyków, a także wybitne umiejetności alpinistyczne pozwoliły uratować przynajmniej to jedno życie. 


Oprzędzając wszystkich hejterów. nieprofesjonalne podejście do ratowania nie oznacza złej decyzji, czy złego sposobu ratowania. Profesjonalny ratownik na pierwszym miejscu postawi swoje bezpieczeństwo, żeby zamiast jednej ofiary nie było dwóch. W takich warunkach jak były na Nanga Parbat profesjonalne ratownictwo nie istnieje i przy obecnych zdobyczach technologicznych i naukowych nie ma prawa istnieć. To co zrobili ci dwaj ratownicy to było coś niesamowitego, coś co mało kto zrobi czego mało kto się podejmie. Coś takiego nazwałbym ofiarnością, lub głęboką ewangeliczną miłością do człowieka, bo w sytuacji beznadziejnej gotowi byli oddać swoje życie by spróbować uratować ludzi. 


Oczywiście jak zawsze zapraszam do zapisania się na subskrypcję, oraz do grona obserwatorów. Wszystkie aktualności znajdziesz na mojej stronie na facebooku, do którego link daję tutaj. A już za tydzień kolejny wpis, na który już dzisiaj zapraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz